Teraz wiem kim byłam – zwykłą marionetką.
Linka w twoich dłoniach dawała mi życie.
Wargi rysowane karminową kredką
i morze łez gorzkich ocieranych skrycie.
Tańczyłam kankana, choć muzyka brzmiała
...
nastrojowym tchnieniem miłosnego walca
i brudnym kamieniom ufnie się kłaniałam
gdy szarpałeś żyłkę w niecierpliwych palcach.
Klękałam pokornie, by cię zadowolić
nie chcąc wywoływać gniewu w twoich oczach.
Czekałam aż świtem zasnąć mi pozwolisz,
sny cicho splatając w zbyt ciasne warkocze.
Dzisiaj tkwię na strychu w zardzewiałej skrzyni.
Poplątane sznurki dławią cień oddechu.
Wyglądam przez szpary, w sobie szukam winy,
darmo wypatrując twojego uśmiechu.
Blizny kryją rany, nie czekam wyroku,
przestają już boleć cięte biczem słowa,
lecz wciąż jeszcze z lękiem słucham ciężkich kroków
w obawie, że spektakl zacznie się od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz