środa, 11 grudnia 2013

31 sierpnia 2012


Prawdziwe przyjaźnie rodzą się tylko wśród osób świadomych swojego „ja”, zainteresowanych

 innymi ludźmi, zdolnych do empatii, lojalności i oddania. Wymagają też wyzbycia się – a więc

 niezbędnej straty – niektórych z naszych rojeń, dotyczących przyjaźni . Wymagania

 stawiane wobec przyjaciela są wysokie, a pozbywanie się naszych iluzji związanych

 z przyjaźnią jest bolesne. To prawda, że nasze przyjaźnie mogą być równie silne, a nawet

 silniejsze niż więzy krwi czy małżeństwa, ale dzieje się tak wtedy, kiedy poradzimy sobie

 z naszą wewnętrzną ambiwalencją, seksualnością i zgodzimy się na to, że przyjaciele okazują

 sobie przyjaźń „w kratkę”.
 .
 Wyobraźmy sobie, że przyjaźń nigdy nie boli. Jakby wtedy wyglądała? Sztucznie i sterylnie

 . Byłaby to przyjaźń między ludźmi, którzy bojąc się być blisko siebie, oglądają siebie przez

 szybę, aby się nie zranić. Ale wtedy, nie chcąc się wystawić na ryzyko bólu i cierpienia

 , skazaliby się na samotność we dwoje. Przyjaźnie muszą boleć, bo tworzą je ludzie. Bolą

 jednak nie tyle one same, ile procesy ich kształtowania i zmiany, jakie pod ich wpływem i dla

 ich zachowania dokonują się w ludziach
 .
 Boli, że nie możemy być tylko dla siebie

 Nostalgia za prawdziwym przyjacielem jest objawem poszukiwania w naszym życiu takiej

 więzi, w której doświadczalibyśmy absolutnej miłości i zaufania. Kiedy bylibyśmy połączeni

 przez podobne pasje i dążenia, a u naszego boku mielibyśmy kogoś, przed kim można

 odsłonić najciemniejsze zakamarki naszej duszy i zarazem nie bać się, że z jakichś powodów

 zostaniemy odrzuceni. Takiej osoby pragniemy, takiej osoby szukamy, i tak rozumiemy

 prawdziwą przyjaźń.

 Zdaniem Elreda, opata z Rievaulx, „prawdziwie samotnym jest ten, kto nie ma przyjaciela”

 . I nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Jednak w najgłębszej nawet przyjaźni zaboli to, że

 przyjaźń nie jest „sklonowaniem duszy”. Nigdy dwoje ludzi nie może żywić nadziei, że

 zaspokoją nawzajem wszystkie swoje potrzeby, że jeden stanie się „wszystkim” dla drugiego

 . Przyjaciela nie „ma się” na własność. Przyjaciela w ogóle się nie „ma”. Z przyjacielem „się

 jest” i przyjacielem „się staje”. My zaś instynktownie niemal szukamy przyjaciół, aby w ich
 twarzy zobaczyć siebie

 Potrzebę tę szczególnie widać w przyjaźniach z okresu młodzieńczego. Przyjaciele

 z dzieciństwa są nam potrzebni, aby odkryć, potwierdzić i skonsolidować to, kim jesteśmy.

 W tego typu przyjaźnie bardzo silnie wpisana jest potrzeba wyłączności. Dobierając sobie

 przyjaciela czy przyjaciółkę, szukamy w nich często swojej drugiej połówki – i to nie tylko

 brakującej, ale i bez skazy. Jeśli jednak chcemy spotkać się z przyjacielem, a nie tylko

 zatrzymać go przy sobie, musimy w dojrzały sposób zgodzić się na jego „inność”

 i ”odrębność”. A to przynajmniej na początku boli. Możemy bowiem kogoś kochać bez jego

 wiedzy, ale nie możemy się z kimś przyjaźnić bez jego wiedzy i zgody.

 Boli, że bywamy „przyjaciółmi w kratkę”

 W każdą przyjaźń wchodzimy ze „skazą charakteru”, która krępuje i ogranicza nasze relacje

 z innymi. Wynika ona z ambiwalentnej postawy: kochamy, ale i zazdrościmy; kochamy

 i rywalizujemy. Często jest nam łatwiej współczuć niż cieszyć się szczęściem drugiej osoby,

 pomyślnością naszego przyjaciela. Czy nie jest tak, że nasze przyjaźnie wygasają w tym

 momencie, w którym trudno nam już ukrywać przed sobą własną zazdrość? Stwierdzenie:

 „Obraziłem się na przyjaciela” jest często tylko zakamuflowaną formą przyznania się do tego,

 że zazdroszczę mu powodzenia, którego już dłużej nie potrafię tolerować.

 „Inność” przyjaciela może nas bowiem doprowadzić albo do frustracji, albo wdzięcznego

 zaciekawienia, w zależności od tego, jak potrafimy żyć z wrodzoną zazdrością. Myśląc

 o przyjaźni zapominamy często o tym, że „względnie łatwo jest być przy drugiej osobie

 i przyjść jej z pomocą w przeciwnościach losu, ale trudniej wytrwać przy przyjaciołach w ich

 radosnych chwilach” . Zazdrość to słowo, którego nie kojarzymy z przyjaźnią, bo przyjaźń

 jest dla nas więzią ludzi sobie bliskich i przynajmniej duchowo równych. Dopiero dojrzewając

 w przyjaźniach skłonni jesteśmy do tego, aby wyjść poza siebie i nauczyć się patrzeć we

 wspólnym kierunku. Ponieważ przyjaźń traktujemy często jako promocję naszego wizerunku,

 boli zobaczenie siebie jako „przyjaciela w kratkę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz