czwartek, 31 października 2013

Dzień Wszystkich Świętych obchodzony jest w Kościele katolickim od IX wieku. Święto wyznaczył na 1 listopada papież Grzegorz IV w 837 roku.
1 listopada - Dzień Wszystkich Świętych
©123RF/PICSEL
Kościół wspomina w tym dniu nie tylko oficjalnie uznanych świętych, czyli beatyfikowanych i kanonizowanych, ale także wszystkich wiernych zmarłych, których życie nacechowane było świętością. Kościół widzi w nich swych orędowników u Boga i przykłady do naśladowania. Wstawiennictwa Wszystkich Świętych wzywa się w szczególnie ważnych wydarzeniach z życia Kościoła. Śpiewa się wówczas Litanię do Wszystkich Świętych, która należy do najstarszych litanijnych modlitw Kościoła.
Kościół oddaje cześć świętym w różnym stopniu. I tak na pierwszym miejscu stawia Najświętszą Maryję Pannę, następnie świętych: Józefa i Jana Chrzciciela, dalej Apostołów, wśród których uprzywilejowane miejsce mają Piotr i Paweł.
1 listopada ludzie przychodzą na cmentarze, aby zapalić znicze i pomodlić się za zmarłych. Jest to też święto obchodzone przez część innych wyznań, a także zwyczaj praktykowany przez osoby bezwyznaniowe i niewierzące, mający być wyrazem pamięci oraz oddania czci i szacunku zmarłym.
Dzień Wszystkich Świętych jest wolny od pracy. Tak było także w czasach PRL, ale oficjalnie starano się nadać mu charakter świecki i nazywano go dniem Wszystkich Zmarłych bądź Świętem Zmarłych.
Uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się głównie z czci oddawanej męczennikom, którzy oddali życie dla Chrystusa, a których nie wspomniano ani w martyrologiach miejscowych, ani w kanonie mszy świętej. Odwiedzanie grobów jest zwyczajem znanym niemal wszystkim ludom i przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Chrześcijanie podjęli tę tradycję i nadali jej wymiar religijny.
W Polsce jeszcze na początku XX wieku podczas uroczystości Wszystkich Świętych szczególną czcią otaczano żebraków i tzw. proszalnych dziadów, siedzących zazwyczaj przed wejściem do kościołów i na cmentarzach. Na tę okazję gospodynie wypiekały specjalne małe chlebki, zwane powałkami lub heretyczkami. Pieczono je dzień lub dwa wcześniej, gdyż 1 listopada, gdy dusze przodków wracały do swoich domów, nie wolno było rozpalać ognia. Piec miał być bowiem ulubionym miejscem przebywania duchów. Uważano, że jeśli ktoś tego dnia piecze chleb, domostwu grozi pożar.
Zgodnie z tradycją wypiekano tyle chlebków, ilu było zmarłych w rodzinie. Wręczając chlebki żebrakom, uważanym za osoby utrzymujące kontakt z zaświatami, proszono ich, aby modlili się za dusze zmarłych. W niektórych regionach Polski dawano żebrakom także kaszę, mięso i ser. Chlebek ofiarowywany był również księdzu, by modlił się w intencji dusz tych zmarłych, o których nikt nie pamiętał.
Wieczorem 1 listopada rodzina gromadziła się w domu na modlitwę w intencji zmarłych. Gospodynie na stole odświętnie przykrytym białym obrusem pozostawiały chlebki, aby zmarli "odwiedzający" dom nie odeszli głodni. Zwyczaj "karmienia zmarłych" wyrósł z tradycji przedchrześcijańskiej, gdy na grobach stawiano chleb, miód i kaszę. Często urządzano na cmentarzach lub w pobliskiej kaplicy uroczystości "dziadów". Wywoływano dusze zmarłych, zastawiano jadłem stoły i śpiewano - uważając, że to przyniesie ulgę duszom.
Innym akcentem święta było palenie ognisk. Początkowo płonęły one na rozstajach dróg, wskazując kierunek wędrującym duszom, które przy ogniu mogły się ogrzać. Na przełomie XVI i XVII wieku zaczęto palić ogień na grobach.
Obecnie na mogiłach i cmentarzach płoną znicze i świeczki, które są symbolem pamięci o zmarłych. Składamy też ofiary na tzw. wypominki, wypisując imiona zmarłych na kartkach, prosząc, by cały Kościół modlił się za nich.
Następnego dnia po Wszystkich Świętych (2 listopada) obchodzony jest dzień wspominania zmarłych (Dzień Zaduszny). Dla chrześcijan jest to dzień modlitw za wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata, ale przebywają w czyśćcu i potrzebują modlitwy, by mogli dostąpić zbawienia.

Pamiętajcie w tym dniu o tych, którzy już znaleźli spokój dla ciała i duszy. Wspomnijcie dziadków, rodziców, krewnych, przyjaciół... Pamiętajcie również o tych nieznanych Wam, cichych bohaterach dawnych dni - poległych żołnierzach, partyzantach, spoczywających na wielu cmentarzach. Pamietajcie o pomordowanych w czasach wielkich zawieruch dziejowych, o powstańcach, kobietach i dzieciach, ofiarach złych dni. Pamiętajcie o grobach bez tabliczek, o bezimiennych spoczywajacych w objęciach matki - ziemi,
Ja chylę czoła ku pamięci moich bliskich, wielu z nich poznałem tylko z opowiadań, rzadziej ze zdjęć..
Myśli swe ślę również na Lemkowynę, w ostępy Beskidu Niskiego - Pamiętajmy o tych, którzy byli tutaj na długo przed nami. W sercu płonie dla Was znicz.


""
Przychodzimy,
wymijając odchodzących
na drugą stronę mostu.
Zwyczajnie ubrani, tak prosto
i skromnie
z uśmiechem na twarzy
z lżejszą już duszą.
Zostawili brzemię trosk
na poboczu.
Przyszliśmy.
Czekając na drogę powrotną
wyhodujmy kwiat miłości
zasiejmy garść marzeń
by zebrać złote kłosy.
By móc kiedyś wrócić
i zza rzeki patrzeć
na migoczące lampki.
"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"
ks.J.Twardowski

niedziela, 27 października 2013


"KAŻDY WIE,ŻE MĘŻCZYZNA MA DUŻO WAD JAK I KOBIETA<

ALE TRZEBA PRZECIWNEJ PŁCI<ŻEBY WADY WYSZŁY NA JAW"

OSTRZEGAM– przeczytanie tego, co zaraz napiszę może wywołać nieprzewidziane skutki, więc osoby szczególnie wrażliwe, niech się zastanowią, czy dobrze będzie jak dalej będą czytać.
.

Już zamykam moje oczy i otwieram bramę duszy,

Czekam sobie, tam i teraz, może w końcu coś się ruszy?

Nie wiem w sumie jaka będziesz, kiedy staniesz tuż przede mną,

Może wtedy szczękę zgubię? Może oczy moje zbledną?

Ale jeśli się pojawisz, jeśli przyjdzie taka chwila,

Wtedy serce me poruszysz, że się nagle pojawiłaś.

Znowu zamknę moje oczy, bo chcę widzieć jak to będzie,

I już widzę Ciebie Miła, we mnie, w środku, tutaj, wszędzie.

Lubię patrzeć jak się ruszasz, jak makijaż robisz sobie

I jak wstajesz i jak siadasz i jak grzebiesz w garderobie,

Lubię bardzo to jak milczysz, a ja mogę pomóc Tobie,

Wtedy mogę radość znaleźć, gdy dla Ciebie też coś zrobię.

Lubię pracę gdy Ty dzwonisz, lubię słuchać jak się nudzisz,

Lubię wtedy myśleć o tym, co Ty zrobisz gdy już wrócisz.

Lubię Ciebie jaką jesteś, nawet wtedy gdyś wkurzona

Wtedy mogę Ciebie zgarnąć, dać Ci wtulić się w ramiona.

Lubię także Twoje oczy, które patrzą na mnie chytrze.

Lubię zgadnąć co w nich błyszczy, wybierając to, co milsze.

Zawsze lubię gdy mnie prosisz, abym zamknął swoje oczy,

Wtedy głowę swą obracam, a ma dusza wizję toczy.

Lubię każdą chwilę z Tobą, czuć Twój zapach po rozstaniu,

Chcę Ci tylko to powiedzieć, to co skrywam w moim trwaniu.

Bo Ty także mnie polubisz, innej opcji tutaj nie ma,
I chodź życie nie różowe, to stworzymy skrawek nieba.

Będę słuchał słów Twych wszystkich, będą ważne dla mnie one,

Zjem co zrobisz i ze smakiem, nawet to co przesolone,

A gdy będziesz smutna jakaś, to radości Ci przyniosę,

Gdy zapłaczesz czymś zraniona, w mą koszulę wytrzesz nosek.

A gdy pójdziesz do znajomych, nie zapytam kiedy wrócisz,

Ale uśmiech mój zobaczysz, gdy całując mnie obudzisz.

Ile rzeczy Ci opowiem, ile światów do zwiedzania,

Ile nocy przegadamy, jakże wiele do poznania?

Będę patrzył jak się budzisz, pocałuję Ciebie rano,

Poflirtuję przy śniadaniu, pocałuję Cię w kolano,

A wieczorem Cię poderwę i ruszymy sobie w miasto,

Zaszaleję razem z Tobą, aż latarnie wszystkie zgasną.

A gdy w nocy już padniemy, tak szaleństwem odprężeni,

My sprawimy, że tej nocy, znów będziemy podnieceni.

Wtedy zamknij Ty swe oczy, poczuj każdym calem ciała,

Co mężczyzna może sprawić, by kobieta więcej chciała.

Już zamykam moje bramy, reszta będzie tajemnicą,

I Twe imię, co porabiasz, jak wygląda Twoje lico.

Czas otworzyć swoje oczy i uśmiechnąć się do jutra,

Gdy się miną nasze szlaki, proszę tylko: Nie bądź smutna.

Bo mężczyzną tylko jestem, przeciwnościom w nos się śmieję,

Co najwyżej serce moje, zamiast płonąć skamienieje.

Takie są koleje życia, przecież życie to nie baśnie,

Ciesz się z tego co nam daje, bo inaczej wszystko trzaśnie.
Przyjaciel

sobota, 26 października 2013

Czy Polska mogła wyjść z grupy i co mają do tego pruskie konie.......

Czy Polska mogła wyjść z grupy i co mają do tego pruskie konie.
Mecz Francja-Prusy w Jenie,
Przez ostatnie tygodnie byliśmy bombardowani mistrzostwami Europy w piłce nożnej (nawet dosłownie, bo na naszym starym blokowisku w Prenzelbergu po golu Niemiec rzucano petardami z okien). Oglądając jakiś mecz zacząłem się zastanawiać, do jakiego stopnia o wyniku meczu decyduje przypadek. Dajmy na to, drużyna A wygrała z B 3:2; jakie było prawdopodobieństwo, że drużyna A by przegrała? Że wynik byłby 2:3? Czy można coś takiego w ogóle policzyć? A czy można policzyć szanse polskiej drużyny wyjście z otchłani grupy? Jeśli można, no to jesteśmy jak Marvin, rzucający od niechcenia prawdopodobieństwami.

Wychodzi mi, że dokonując pewnych niezbyt skomplikowanych i wcale realistycznych założeń jak najbardziej można. Niestety, tylko po fakcie.

Pierwsze założenie jest takie: w konkretnym meczu prawdopodobieństwo strzelenia gola przez jedną z drużyn jest mniej więcej takie samo przez cały czas.

Jak to sprawdzić? Wikipedia podaje nie tylko listę goli, ale też “kto w której minucie strzelił“. Przy pomocy trzylinijkowca w Perlu i paru poleceń można wyciągnąć wszystkie dane i sprawdzić, czy minuty strzelenia gola mają rozkład jednostajny.

I rzeczywiście, mają. Można to sprawdzić przy pomocy testu χ2. Test na zgodność z rozkładem jednostajnym daje p= 0.4. Oznacza to, że rozkład jednostajny da podobne (lub bardziej jednorodne) wyniki w 40% wypadków. Można więc przyjąć, że prawdopodobieństwo strzelenia gola jest średnio w każdej minucie takie samo. Poniżej porównuję obserwowany rozkład z rozkładem jednostajnym (po lewej) i normalnym (po prawej). To są tak zwane wykresy kwantyli (Q-Q plots). Im bardziej punkty leżą na prostej linii, tym bardziej rozkłady są do siebie podobne. Jak widać, obserwowany rozkład minut, w których padły bramki, bardzo przypomina rozkład jednostajny.

czwartek, 24 października 2013

Słońce, słońce w Tobie

mogę zmienić myślą

na kolory dnia,

słońce, słońce w Tobie

takie ciepłe jak nadzieja,

która trwa...





Słońce, słońce w Tobie,

daj mi promień taki mały

życia nić

słońce, słońce w Tobie,

kiedy nagle gaśnie

nie mam dokąd iść...





Uwierz proszę, światło wie,

ile dobra człowiek chce,

zapal dzień uśmiechem swym,

aby nie zgasł ogień w Tobie...





Możesz światłem leczyć brak,

gdy powróci biedy smak,

zbawi Cię ta jasność,

którą dasz...

Słońce, słońce w Tobie

złota radość, której blask

pozwala być

słońcem, słońcem w Tobie,

takim szczęściem,

które krzyczy, że chce żyć...





Słońce, słońce w Tobie,

wierny talent,

co ocali zegar dni

Słońce, słońce w Tobie,

to pogoda serca,

którą dałeś mi...

M>W>A

O Ty, co żyjesz w biegu w XXI wieku, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co wciąż zabiegasz o sławę i pieniądze, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co zaspokajasz w swym ciele grzeszne żądze, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co pomyliłeś miłością pożądanie, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co chcesz zbudować na ziemi tej mieszkanie, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co wciąż pouczasz biskupów i papieży, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co wolisz tańczyć, niż klęknąć do pacierzy, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co dziś uznajesz za prawdę wieść fałszywą, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co chcesz zapomnieć historię wiecznie żywą, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co nie chcesz uznać, że Pan Bóg jest nad Tobą, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co wciąż uciekasz przed smutkiem i chorobą, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co nie chcesz oddać zgłodniałym kromki chleba, zatrzymaj się człowieku

O Ty, co zapomniałeś, że żyjesz tu dla nieba…. zatrzymaj się człowieku

M>W>A

Kruk zaskrzeczał nad moją głową,
czarne liście rozwiane są przez jesienny wiatr,
pod mym parasolem zbiera się ciepły,
lecz okrutny, starzejący się czas.

Na krańcu drogi widzę jakąś postać,
to kobieta, co ma wyciągnąć mnie z mroku,
czy pozostanie przy mnie pomimo zła,
czy zostawi i puści daleko, mimo wzroku.

Znana to bajka jest o rozdrożu,
Znane że myśli rujnują twe życie,
oderwij się od nich, zawiśnij na nożu,
pójdź z ukochaną, miast płonąć w niebycie...

M>W>A

Jest w Polsce wiele biedy, to jest fakt. Ale co najważniejsze jest ona nie tam, gdzie się politykom wydaje. Przez lata mojej pracy dochodzę do wniosku, że najbiedniejszą grupą społeczną nie są, jak się wielu wydaje emeryci i renciści, ale dzieci. Dzieci z rodzin patologicznych, dzieci z prowincji Dzieci niepełnosprawne. To je dotyka ubóstwo w największym stopniu. Ubóstwo, które ma różne aspekty.
Nie chodzi tylko o to, że większość dzieciaków z rodzin patologicznych chodzi głodna i wiele z nich jedyne ciepłe posiłki jada w szkołach i innych placówkach pomocowych. Nie chodzi o to, że są dzieci, które same zgłaszają sie do instytucji państwa z prośbą o umieszczenie ich w domu dziecka, bo ich rodzinny dom to piekło. Ubóstwo dzieci, to także nie możność kontynuowania edukacji, bo ich wiejska podstawówka ma żenujący poziom, a dobre liceum jest daleko, a dodatkowo PKP właśnie zlikwidowało ostatni pociąg.
Polska bieda, a szczególnie bieda polskich dzieci nie kryje się w jednym regionie kraju. Nie jest przypisana do wsi, ani miast. Enklawy ubóstwa kryją się i na zapadłej wsi i w wielkich miastach. Zwykle wspólnym mianownikiem jest tu brak edukacji, alkohol, złe warunki mieszkaniowe. Widziałem ludzi żyjących w strasznych warunkach. Widziałem naprawdę ciemną stronę Rzeczpospolitej. I niestety najczęściej w tych miejscach były dzieci. Brudne, głodne, bez szans na ukończenie nauki i wyrwanie się z tych miejsc.
Generalnie problemem jest to, że w Polsce pomoc państwa robi więcej złego niż dobrego. Problemem jest to, że polityka kolejnych rządów nie wyrywa ludzi z tego stanu rzeczy, tylko go utrwala. I to jest akt oskarżenia wobec całej klasy politycznej. Bo nie próbując reform tylko pogarszają sytuację.

sobota, 19 października 2013

Jestem samotna i prawdziwa,
 Lecz pojawia się pytanie-
 Czy jestem szczęśliwa?

 Lśni kakao w świetle lampki,
 stoją w kącie moje trampki,
 o kant szafki oparłam gitarę,
 a w głośniku słychać dźwięk piosenki starej.

 W takim błogostanie spędzam sobotę,
 cisza we własnym pokoju, bez pytania o "potem",
 bo dzieje się to wszystko teraz i tu.
 I jest mi tak dobrze, że brak na to słów.

 Przytłoczona jestem własną codziennością,
 rozczarowana bardzo ludzką podłością,
 znieczulona ogromnie na wszystkie problemy,
 a w kwestii miłości ton serca wciąż niemy.

 I właśnie dla chwili takiej jak ta,
 warto by z oczu spłynęła łza,
 bo wtedy zawsze emocje opadają
 i tylko w wierszach na wieki pozostają.

 A wiersze, które piszę
 czynią mnie szczęśliwą,
 bo mnie znieczulają,
 tak samo jak was piwo.
M>W>A

piątek, 18 października 2013

To prawdziwa opowieść Kobiety, którą znamy osobiście i która DZIŚ BĘDZIE TU RAZEM Z NAMI. Będziemy Wam zobowiązani za rady, jakie możecie Jej podpowiedzieć, być może któraś z Kobiet czytających tę opowieść ma za sobą podobne przeżycia…

Nie oddam je!

"Mam na imię… powiedzmy – Róża. Zawsze chciałam mieć na imię Róża, a dziś myślę, że gdybym była Różą i miała kolce, to nikt nie odważyłby się mnie skrzywdzić… tak myślę, choć już sama w to nie wierzę.

Mogłabym jednak w tej opowieści mieć na imię Krystyna albo Nadieżda czy Juanita. Mogłabym też nosić imię Inez, Mirabella, Nicolette, Susan albo Sara. Mogłabym po prostu nazywać się Kobieta.

Moja, a właściwie – nasza - historia, którą chcę opowiedzieć zaczyna się w roku… czy to ważne? Zaczyna się w XXI wieku po prostu – to bardziej wymowne. Jestem samotną matką, a moje dziecko jest ciężko chore i leży w szpitalu. Jestem tam, trzymam je za rękę, aż zaśnie. Jest bardzo późno, a ja muszę dotrzeć do domu, kilka kilometrów, żeby przebrać się, przespać, coś zjeść i wrócić do szpitala. Pielęgniarki obiecują, że dopilnują wszystkiego pod moją nieobecność.

Jest bardzo zimno, nie mam pieniędzy na taksówkę, więc postanawiam wrócić do domu pieszo. Wychodzę poza miasto, droga prowadzi przez las, zatrzymuje się przy mnie jakiś samochód, w środku trzech mężczyzn, proponują, że mnie podwiozą. Mówię, że nie, dziękuję, przejdę się. Jadą za mną jakiś czas, ale jestem stanowcza i odmawiam wspólnej podróży. Odjeżdżają, rzucając kilka ordynarnych uwag. Jestem szczęśliwa, że dali mi spokój.

Idę dalej, nie zdając sobie sprawy, że stanęli w lesie, czekali na mnie. Złapali mnie, zaczęłam krzyczeć, uciekać, czołgałam się im pod nogami, co chwilę któryś mi podstawiał nogę, gdy tylko się podnosiłam. Mieli dobrą zabawę, prosiłam płakałam, że mam dziecko w szpitalu, że muszę do niego wrócić. Myślałam tylko o dziecku, że co z nim będzie jeśli mnie zabiją. Jeden z nich spuścił spodnie do kolan, drugi mnie trzymał, trzeci trzymał moją głowę na wysokości jego pasa, po kolei się zmieniali, potem już nawet się nie broniłam, tylko modliłam, bym wyszła z tego cało, cała trójka sobie na mnie używała do wczesnych godzin rannych. Gwałcili mnie wielokrotnie, to była najgorsza z możliwych nocy jakie było mi dane przeżyć.

Doszłam jakoś do domu, szczerze mówiąc, niewiele pamiętam z tej drogi, tylko strach, że znowu mnie złapią, że znowu to zrobią. Nie pojechałam do szpitala do dziecka, przespałam cały dzień, a gdy wreszcie do szpitala dotarłam, pielęgniarki się przeraziły, wezwały policję, nie wiedziały co się stało, nie powiedziałam o tym nikomu.

Dlaczego? Odpowiedź jest banalna, ponieważ gdy chodziłam do szkoły podstawowej zgwałcił mnie sąsiad, pamiętam po dziś dzień mój ból, strach i wstyd, jaki musiałam przejść – najpierw na policji, potem prokurator, sąd, opinia ludzi w miasteczku, nagonka na mnie i moją rodzinę. Bałam się, że to samo spotka mnie teraz. Mnie i moje dziecko.

Po jakimś czasie zorientowałam się, że nie mam okresu, tak bardzo się bałam, że to będzie mieć następstwa i niestety prawda okazała się okrutna dla mnie. Byłam w ciąży. Nawet przez sekundę mi nie przeszła myśl, żeby ją usunąć. Chciałam oddać dziecko zaraz po porodzie, nie chciałam go. Moja rodzina nie wie, w jaki sposób zostało poczęte moje młodsze dziecko.

Całą ciążę dbałam o siebie, ale nie czułam nic do dziecka, przez całe 9 miesięcy zastanawiałam się, co ze mną nie tak, przecież ono nie zawiniło, że zostało poczęte w ten sposób.

Dzień porodu. Powiedziałam lekarzowi, że chcę je oddać, że nie chcę tego dziecka oglądać, ale wystąpiły komplikacje, nie płakało po porodzie, jak normalne dzieci, było sine i takie malutkie i wtedy zaczęłam krzyczeć, że je kocham, że chcę je, że nie oddam. Miałam znieczulenie od pasa w dół, ale byłam gotowa czołgać się za swoim dzieckiem do inkubatora.

Dostało tylko 4 punkty w 10-punktowej skali Apgara, walczyło o życie, a ja razem z nim. Lekarz już po wszystkim przyniósł papiery i powiedział, że jeśli chcę, mogę je oddać, nie oddałam i nigdy mu nie powiem w jaki sposób zostało poczęte.

Kocham moje dzieci, tylko się zastanawiam co ja powiem, gdy mnie zapyta o tatę? Już teraz padają pytania, czemu starsze nosi inne nazwisko, niż my? Dlaczego ono ma tatę, a tata drugiego dziecka nie odwiedza nas? Na razie jakoś mi się udaje zbyć, ale zastanawiam się czy nie ułożyć jakiejś pięknej bajki o tym, że był żołnierzem i zginął, czy może coś w tym stylu…

Kocham swoje dzieci nad życie i nigdy przenigdy nie pomyślałam o tym by usunąć ciążę, zabić. Tylko żeby oddać – każda z nas ma wybór. Czy to źle? Czy jeśli chciałam oddać dziecko, to znaczy, że jestem złą matką, złym człowiekiem?

To opowieść o poczęciu mojego drugiego dziecka, całe życie byłam nikim dla wszystkich, nawet teraz, jak robię wszystko, by się wyprostować, zrehabilitować - to też ludzie wokół mają mnie za nic…

Proszę w imieniu Róży, Susan, Inez, Krystyny i Tamary… Proszę, nie bądźcie obojętni wobec przemocy, nie osądzajcie zbyt łatwo Kobiety, które doświadczyły gwałtu – że niepotrzebnie szły nocą przez las, że miały zbyt wyzywający makijaż albo zbyt obcisłą bluzkę, że były po alkoholu… Pomóżcie nam wrócić z tamtego świata, między żywych, między normalnych. Gdybym wpadła pod ciężarówkę i została okaleczona – ludzie współczuliby mi, pomogli, okazaliby serce. Ale zgwałcona? Dwa razy??? No to się chyba wyraźnie prosiła, prawda? A skoro już ją to spotkało, to niech się lepiej nie przyznaje, niech pokutuje do końca swoich dni, bo nieczysta.

Nie mam już dokąd pójść ze swoim bólem, nie mam pieniędzy na fachową pomoc i nie proszę o pieniądze. Proszę w imieniu Sary, Carmen, Juanity, Ewy, Pauliny… Proszę, byście nie odwracali głowy, nie spluwali, nie osądzali zbyt pochopnie. Nie śmiem prosić, byście ofiarom przemocy starali się pomóc…"

Komentując tę opowieść, pamiętajcie, że Kobieta, która to przeżyła i odważyła się nam ją powierzyć - jest dziś wśród Was...

Zdjęcie: net

środa, 16 października 2013

Są tacy ludzie których nie trzeba przedstawiać.

16 października 1978 - Dokładnie 35 lat temu kardynał Pericle Felici wypowiadał tradycyjną formułkę "Habemus Papam!" a my byliśmy dumni z pierwszego Papieża Polaka.

Jan Paweł II WIELKI

niedziela, 13 października 2013

Szukam ciebie i ...







Szukam ciebie i ...

ciemny świt rozjaśniam wczorajszym blaskiem –
połączeń myśli, w których słowa niewypowiedziane
słyszy umysł, bo wibracja iskrzących oswaja
ze strachem, któremu nie dałam się zdominować.

będąc ciszą – wymownym milczeniem marzę
o dotknięciu powietrza, jakim otulona upajam się,
że chociaż ulotne, to można zatrzymać, by cieszyło
łoskotem wzbudzającym pożądanie na więcej

wyrazów pobudzających do uśmiechu, że czytasz
w zagubionej mimice twarzy, jak bardzo potrzebuję
wzajemności – spojrzeń – ciągłej linii, po której nieśmiało
wspinam się na najwyższy szczyt rozkoszy nie do zdobycia.
Foto z internetu
M>W>A

czwartek, 10 października 2013






Jeśli byś robił listę tego, co wywarło na Ciebie wpływ i ukształtowało Cię takim jakim obecnie jesteś, oto co musi być na szczycie tej listy: ludzie oraz myśli, o których zdecydowałeś, że zaprosisz do swojego życia. Chciałbym się podzielić z tobą bardzo ważnym ostrzeżeniem, którego udzielił mi mr. Shoaff na początku mojej drogi. Powiedział "nigdy nie lekceważ potęgi wpływu". Rzeczywiście wpływ tych, którzy nas otaczają jest bardzo silny! Wielokrotnie nawet nie uświadamiamy sobie, że znajdowaliśmy się pod czyimś silnym wpływem, ponieważ był on rozciągnięty w czasie.

Wpływ znajomych jest bardzo silny ponieważ jest subtelny. Jeśli znajdujesz się w otoczeniu ludzi, którzy wydają większość swoich pieniędzy, istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że ty również wydasz większość swoich funduszy. Jeśli otaczasz się fanami piłki nożnej, którzy chodzą częściej na mecze niż koncerty, prawdopodobnie będziesz robił to, co oni. Jeśli otaczasz się ludźmi którzy nie czytają, nie będziesz czytał. Oczywiście inni mogą nam dawać od czasu do czasu kuksańca aż wreszcie zadamy sobie pytanie 'jak to się stało, że znalazłem się tutaj?' Powinniśmy uważnie badać subtelne wpływy jeśli chcemy, żeby nasze życie zmieniało się tak, jak tego pragniemy.

W odniesieniu do tego ważnego punktu pozwólcie, że podam wam trzy kluczowe pytania, które należy sobie zadać. Mogą pomóc w lepszej analizie obecnych waszych relacji z ludźmi.

Oto pierwsze pytanie: "kim się otaczam?" Sporządź mentalny spis osób z którymi najczęściej wchodzisz w relacje. Musisz ocenić każdego, kto jest w stanie w jakikolwiek sposób wywrzeć na ciebie wpływ.

Drugie pytanie: "co te relacje mi dają?" To jedno z ważniejszych pytań. Co one mi dają? Czego dzięki nim słucham? Co dzięki nim czytam? Gdzie dzięki nim chodzę? O czym dzięki nim myślę? O czym dzięki nim rozmawiam? Jak się dzięki nim czuję? Co dzięki nim mówię? Musisz przeprowadzić poważne badania dotyczące tego, jaki wpływ wywierają na ciebie inni, zarówno negatywny, jak i pozytywny.

Ostatnie pytanie: "czy to jest dobre?" Może każdy z kim obecnie tworzysz relacje ma pozytywny, energetyzujący wpływ. A może znajdzie się kilka zgniłych owoców. Proponuję, żebyś wszystkim przyjrzał się dokładnie i bezstronnie. Wszystko jest warte ponownego przyjrzenia się, szczególnie gdy w grę wchodzi siła wpływu. Zawsze gdzieś dojdziesz, ale tylko jeden rodzaj wpływu zabierze cię w kierunku w którym chcesz podążać.

Bardzo łatwo zbagatelizować rzeczy, które wywierają wpływ na nasze życie. Możesz powiedzieć "mieszkam tutaj, ale nie sądzę, żeby to miało znaczenie. Otaczam się tymi ludźmi, ale nie sądzę, żeby mi to szkodziło". Spójrz jednak na to inaczej. Pamiętaj - wszystko ma znaczenie! Oczywiście pewne rzeczy bardziej niż inne, ale nie zmienia to faktu, że te mniej ważne też jakieś mają. Musisz nieustannie sprawdzać, by odkryć czy twoje związki na skali wychylają się w kierunku plusa, czy minusa. Ignorowanie nigdy nie jest najlepszą polityką. Jest nią odkrywanie.

Być może znana ci jest historia o małym ptaszku. Zasłonił skrzydłami oczy i płakał. Sowa zapytała go 'płaczesz?' 'Tak' odpowiedział mały ptaszek i odsłonił oko. 'Ach tak, rozumiem' powiedziała sowa 'Płaczesz ponieważ duży ptak wydziobał ci oko'. A mały ptaszek odpowiedział na to 'Nie, nie płaczę z tego powodu, że duży ptak wydziobał mi oko. Płaczę, ponieważ pozwoliłem mu na to.'

Łatwo pozwolić, by różne wpływy kształtowały nasze życie, nasze relacje z innymi, by determinowały kierunek w którym podążamy. Łatwo pozwolić by codzienne obowiązki przytłaczały nas i pozwolić się ponieść fali. Pytanie brzmi, czy to pozwoli nam stać się takimi, jakimi chcemy się stać?

Oto trzy sposoby na odseparowanie się od negatywnych relacji, które powstrzymują cię przed ruszeniem do przodu.

1) Oddzielenie się. Nie jest to ani łatwa decyzja. ani coś co samo przychodzi, ale w niektórych wypadkach jest konieczne. To ty musisz tu podjąć decyzję. Możesz zdecydować, że pozwolisz, żeby jedynie niektóre rzeczy przestały wywierać na ciebie negatywny wpływ. Może to być wybór, który zaważy na jakości twojego życia.

2) Ograniczenie. Spędzaj większą część czasu z tymi osobami i rzeczami, które mają na ciebie duży wpływ. Małą ilość czasu poświęcaj na rzeczy i ludzi, którzy mają na ciebie nikły wpływ. Łatwo jest postępować dokładnie odwrotnie, ale nie wpadnij w tę pułapkę. Przyjrzyj się swoim wartościom i priorytetom. Mamy bardzo mało czasu do dyspozycji. Czy nie byłoby sensowne inwestować go mądrze?

3) Poszerz swoje kontakty. Na tym skoncentruj się najbardziej. Znajdź inne osoby odnoszące sukces z którymi możesz spędzać czas. Zaproś ich na obiad, spytaj jak osiągnęli tak wiele albo co sprawiło, że odnieśli sukces. Nie chodzi jedynie o sukces finansowy, to może być ktoś od kogo chcesz się nauczyć, jak stworzyć udane małżeństwo, być lepszym rodzicem, być zdrowszym albo być silniejszym duchowo.

Określa się to mianem celowych relacji - bycie w pobliżu właściwych ludzi poprzez rozszerzanie kręgu wpływu. Kiedy to robisz w naturalny sposób ograniczasz relacje, które hamują twój postęp. Wypróbuj tę metodę i sam oceń.

Życzę sukcesu

środa, 9 października 2013

Potrzeba tylko jednej minuty by kogoś zauważyć, jednej godziny by go ocenić...jednego dnia żeby poślubić, a całego życia by zapomnieć

Czasem słyszysz to coś, jak pukanie do Twoich drzwi.
Obcy głos podpowiada, musisz teraz gdzieś biec,
Kiedy jesteśmy razem, często kończysz spotkanie by,
Zniknąć jakbyś nie miała, ze mną wspólnego nic.

Świateł, nie ma po co liczyć, prawie staje czas.
Sznurem auta, ciągną po ulicy
Tobie się spieszy, mało go masz.

Biegnij, uciekaj jeśli chcesz, szukaj gdy jest Ci źle,
Biegnij, czy wiesz już dokąd biec, czemu myślisz, że lepiej gdzieś jest

Chcę usłyszeć ten głos, jak mówi Ci szeptem coś
Lepiej żeby już przestał, niech pozwoli Ci żyć,
Kiedy w końcu gdzieś staniesz, a wokół Ciebie nie będzie nic,
Przystanek taki jak ten, pozwoli odkryć Ci sens

Świateł, nie ma po co liczyć, prawie staje czas.
Sznurem auta, ciągną po ulicy
Tobie się spieszy, mało go masz.

Biegnij, uciekaj jeśli chcesz, szukaj gdy jest Ci źle,
Biegnij, czy wiesz już dokąd biec, czemu myślisz, że lepiej gdzieś jest

Biegnij, uciekaj jeśli chcesz, szukaj gdy jest Ci źle,
Biegnij, czy wiesz już dokąd biec, czemu myślisz, że lepiej gdzieś jest

Biegnij, szukaj, biegnij, czemu myślisz, że lepiej dziś jest






Kochankowie moi zaprowadzili mnie na targ
na targ niewoli
wsadzili kolczyk w nozdrza i wołali "oto ta, z której możecie czerpać
oto ta, który z was ją zechce?!"
a ja myślałam - tak weź kawałek - może ręka ci się spodoba,
może moje włosy będziesz chciał między palcami przeplatać
wiem! - mam coś wyjątkowego - moje kolory, moje barwy które noszę
i tak czerpali ze mnie, a gdy się nasycili odeszli
zostawili mnie tam - na targu niewoli
z pustym sercem stałam tam - porzucona
łzy spływały po policzkach, brzuchu
dotarły aż do stóp
pytałam - Dlaczego to uczyniliście?
Dlaczego pustka jest?
...
tak smutne serce witało i żegnało każdy dzień
już nie miałam czego zaoferować przechodniom
nikt nie zatrzymał się...tak? ...aha, chciał mnie ominąć
...
przyszedł ktoś na plac niewoli...

... wskazał na mnie palcem, widziałam go jak przez mgłę
"oto Ona" powiedział, "za Nią umarłem"
"jesteś wolna"
"masz wybór"
"możesz zostać na targu niewoli
ale możesz też stąd wyjść
jestem gotów Ciebie przyjąć"
... osłupiałam
nic nie rozumiałam
Jego miłości
oddania
wierności
On cały czas tam był
patrzył na mnie
czekał
jak oddany mąż

M>W>A

poniedziałek, 7 października 2013







Nie ma gorszego upodlenia człowieka niż niewolnictwo. Zamienienie bliźniego w mówiące narzędzie, przedmiot, którym można dowolnie rozporządzać, obozowy numer, to czyn bez reszty haniebny, rzucający cień przede wszystkim na sprawcę tej zbrodni. System niewolniczy przez stulecia obecny był w wielu regionach Europy i świata. Nie była od tej plagi wolna osmańska Turcja. Tu niewolnikami zostawali początkowo głównie jeńcy wojenni, ludzie pochwyceni i sprzedani w niewolę (oraz ich potomstwo). Popyt na niewolników powodował, iż przez całe średniowiecze zdarzały się ataki berberyjskich piratów na północne wybrzeża Morza Śródziemnego, w trakcie których uprowadzano ludzi w niewolę. Tatarskie najazdy na Ukrainę, Podole czy Wołyń, trwające od późnego średniowiecza aż po wiek XVIII, miały na celu głównie pojmanie jasyru, który można było sprzedać w krajach islamskich. Innym ważnym źródłem niewolników sprzedawanych w krajach islamu była czarna Afryka. Specyfikę tego kręgu cywilizacyjnego stanowiły niewolnice seksualne. Los niewolnic białych zależy od ich wdzięków; podzielają łoże Cesarskie, albo Paszów, często niemały wpływ na sprawy Państwa wywierają, i przychodzą do wielkich wygód i znaczenia. Murzynki uzyskuję uwolnienie, i wychodzą albo za wyzwoleńców murzynów, albo białych biedniejszych.
Niewolników w państwie tureckim traktowano różnie, ale nawet trafienie do „dobrego” domu nie leczyło ran w psychice i pamięci więźnia. Moja młoda żona, której postać napełnia ogród mej wyobraźni, była przedana na skarb z publicznego targu. Mój młody mameluk, co wiernością służył na przywiązanie, został także jak bydlę przedany. Ja, mając na łańcuch na nogach, ciągam jak ostatni zbrodniarz kamienie i piasek w porcie Akry - skarżył się grecki niewolnik. Liczne obserwacje poczynił podróżujący przez Turcję Ignacy Hołowiński. Jego relacja odnosi się wprawdzie do schyłkowej epoki niewolnictwa w Europie, ale pewne mechanizmy były aktualne także w XVII i XVIII wieku. Ludzkość Osmanów szczególniej się pokazuje w obejściu się z niewolnikami; białych mają z Czerkassij i Georgij [Kaukazu i Gruzji], czarnych dostają z Egyptu. Biali niewolnicy kupowani przez możnych jeszcze małemi chłopcami przyjmują wiarę islamu, i mając najstaranniejsze wychowanie są uważani jakby synowie; Za dojściem do lat, stają się najzaufańszemi domownikami swoich panów, którzy ich po krótkim czasie uwalniają, i dla nich jakby dla dzieci własnych starają się o stopień jaki cywilny lub wojskowy; a często dają pieniądze na pierwsze kupienie towarów, aby się mogli zajmować handlem. Charakterystycznym, nieobecnym w zachodniej Europie rysem niewolnictwa było to, iż stan niewoli nie jest u nich w pogardzie, i różnica urodzenia prawie nic u Turków nieznaczy: widzimy w dziejach Osmanów, że sławni Paszowie, i Wezyry nie wstydzą się swego niskiego pochodzenia i noszą nazwania syn szewca lub tragarza, jakby honorowe miano.
W przeciwieństwie do amerykańskich plantacji rodzina właściciela i niewolnicy żyli z sobą blisko. Nie rzadko się zdarza, że pan wyzwoliwszy swego niewolnika daje mu własną córkę za żonę: ci wyzwoleńcy dochodzą do najwyższych w państwie godności, jak i za mego pobytu pokazywano mi nie jednego Paszę, co był w dzieciństwie kupiony jak bydło na bazarze. Także Murzyni, pospolicie używani do posług domowych, prędzej lub później otrzymują swobodę. W ogóle obchodzenie się Turków z niewolnikami Hołowiński odnotował pełne dobroci i łagodności: niewolnicy składają w pewny sposób familię; ileż razy przypatrywałem się tym ludzkim starunkom i widziałem z bliska, jak niewolnicy zostawali w rodzinnej poufałości ze swemi panami: razem jedli, siedzieli, najswobodniej rozmawiali i pięknie byli odziani, i nigdy byś nie poznał ich stanu, ale uważałbyś za krewnych i przyjaciół, gdyby ci niepowiedziano, że to są niewolnicy. Dobra natura zwycięża ich fanatyzm, stąd często się zdarza, że brańce wojenni osobliwie ze Słowian, kiedy mają wolność wrócenia do kraju, rzadko chcą korzystać z tego pozwolenia.
Był jednak znaczący wyjątek: dla niewolników chrześcijan, którzy nie chcą przejść do Islamu, nie są tak ludzkimi, owszem wkładają na nich najcięższe i najpodlejsze prace i nie wyzwalają nigdy; chyba za okupem. Turek bowiem z przyrodzenia czuły i sprawiedliwy, staje się przez fanatyzm dzikim i okrutnym, i tym sposobem można tłumaczyć przeciwieństwo dobroci i surowości, zwłaszcza że serce i wyobraźnia, co niemi najwięcej rządzą, skaczą zwykle po ostatecznościach, t.j. miłość albo nienawiść przynoszą./z netu/
Ty wiesz-dlaczego...
 łza
 z oczu spłynęła
 cicho,
 nie dając
 o sobie znać.
 Tylko Ty wiesz,
 że istniała.
 I tylko Ty
 codziennie
 dajesz jej siłę,
 by krzyczeć
 wściekłym blaskiem.
 Szybko zniknie
 w kąciku ust.
M>W>A






Jesteś zimnym wiatrem.
Jesteś głuchym dzwonem,
Oschłym kamieniem,
Martwą rybką.
Jesteś mrożącym wspomnieniem,
Obojętnością nocy,
Gasnącą latarnią.
Śladem w sercu,
Mgłą nad ranem.
Jesteś czerwonym niebem,
Niepewnością jutra,
Ciszą nad ranem.
Jesteś miłością beznadziei.
Powietrzem bez tlenu,
Szczęścia zapomnieniem.
Taki już jesteś!

M>W>A

niedziela, 6 października 2013

koszmar






Mężczyzna mówił poważnie. Wypowiadał moje imię,
a kiedy zasypiałam brał mnie, szczególnie na początku,
wiosną. Krzyczałam przez sen, aż zwróciłeś uwagę, buzią, łzami,
niemal zapragnęłam zamienić to na sprawy duchowe.Wyrwać siebie,
jednocześnie z papieru, farb, zapachu tempery i wypróbować głos.

Wiedziałam, że należy do człowieka ze starej studni,
przelewa twarze, uwydatnia rysy - potem widzisz
w każdej siebie. Choćby dlatego wybieram gęsto tkane poszewki,
gładzę boki, wyczuwam w nich obecność, jakąś siłę, która zaciska
pętelki, sięgają stóp. Dźwięk filiżanek, dzwonka, woda cichnie
pod wpływem ręcznika, czuję skurcz, płynie na rozpalony staw biodrowy.

Widocznie wszystkie dolegliwości są kobietami w różnym wieku,
przedostają się przez warstwy kolan i wybierają zapach powietrza,
a w dni urlopu podkopują łazienkę, balkon.
Znikają w dziurach, udają chore do nieprzytomności,
do zakłóceń nocnych, póki nie będzie za późno.

M>W>A

piątek, 4 października 2013

Jeśli wydaje ci się, że lepiej wiesz, co jest dobre dla drugiego człowieka, to znaczy, że nie masz dla niego szacunku.






Jest pewna zaleta, która w ludziach robi na mnie największe wrażenie. Która sprawia, że wchodzę z nimi w bliskie relacje, że darzę ich szacunkiem, lubię spędzać z nimi czas, których śmiało nazywam moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Która powoduje, że jej brak nie pozwala mi czuć się dobrze z ludźmi, którzy jej nie posiadają.
Żeby nazwać rzecz po imieniu najpierw cytat, słowa proste, a jakże mądre w swej prostocie:

Jeśli wydaje ci się, że lepiej wiesz, co jest dobre dla drugiego człowieka, to znaczy, że nie masz dla niego szacunku.

Otóż najbardziej cenię w ludziach szacunek dla życiowych wyborów innych i niepróbowanie narzucania im własnej wizji szczęścia. Szacunek, który jest przejawem tolerancji na to , jak żyją inni, bo tego chcą, nie czyniąc przy tym ludziom przykrości. Uważam, że to wielka sztuka NIE twierdzić, że wie się lepiej od innych, co dla nich dobre, bo dobre jest to dla nas… Wielka sztuka NIE traktować innych z góry w dialogu na temat postrzegania przez obie strony istoty szczęścia, celu i sensu życia, NIE przekonując się nawzajem do tego, co dla drugiej strony powinno być najważniejsze/ lepsze, bo sami się z tym utożsamiamy… Sztuka NIE wychodzić z pozycji mentora oczekującego od drugiej strony tłumaczeń dlaczego żyjemy tak jak żyjemy, przyciskając innych do muru pytaniami dlaczego i hasłami typu prawda jest taka, że…
Bo każdy z nas ma prawo do swojej życiowej prawdy, do swoich wyborów i gustów. Niby to takie oczywiste, a jak często ludzie mają z tym problem, traktując siebie jako wyrocznię w kwestii życia innych, uznając siebie za lepiej wiedzących, co dla innych powinno być najważniejsze. Wiedząc jakoby lepiej, kogo inni powinni kochać, kim być, w co wierzyć, w jakiej formie związku żyć…
Jestem szczęściarą, bo bliscy mi ludzie mają w sobie właśnie to, co dla mnie najważniejsze. Choć czasem różnimy się stylem życia i nasze ścieżki biegną niejednokrotnie w różnych kierunkach to najważniejsze dla mnie jest to, że są cudownymi ludźmi, którzy TO potrafią- nie mają poczucia, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla innych…

czwartek, 3 października 2013

Widziałam twarz człowieka siedzącego na ławce, zgarbionego jakby dźwigał na sobie wszystkie nieszczęścia tego świata. Cóż nie jest to żaden wielki wyczyn zobaczyć człowieka. Każdy z nas codziennie widzi wokół siebie wielu ludzi, jedni spacerują uśmiechnięci, drudzy zamyśleni, a jeszcze inni zatroskani albo nawet nieszczęśliwi.

 Uwagę moją przykuła jednak twarz tego człowieka. Widać było na niej straszliwe cierpienie. Zmarszczone czoło i poorane bruzdami, napięte do granic wytrzymałości policzki mówiły same za siebie. On po prostu cierpiał. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwował jednak uważnie otaczający go świat.

 W jednym momencie zmartwiona, nieszczęśliwa twarz zmieniła się w promieniejące szczęściem oblicze, sylwetka wyprostowała się i mężczyzna ten zerwał się z ławeczki. Podreptał szybciutko w stronę pobliskiego kosza, do którego grupka młodzieży wyrzuciła butelki. Wygrzebał je i jak cenny skarb schował pod marynarką. Po chwili widziałam tego człowieka wychodzącego ze sklepu z butelka taniego wina.

 Nie była to już twarz człowieka, któremu cały świat rzuca kłody pod nogi. Szedł dumny, wyprostowany, szczęśliwy. Przechodził obok plakatu, na którym siedemdziesięcioletni mężczyzna w skafandrze kosmonauty realizował marzenie swojego życia – lot w kosmos.

 To nic, że za spełnienie tego marzenia zapłacił kilkadziesiąt milionów dolarów. Był szczęśliwy… Twarz promieniała uśmiechem, emanowało z niej zadowolenie z życia, niewyobrażalne szczęście. Cóż nie powinno to nikogo dziwić, w końcu nie każdy ma szansę obejrzeć naszą planetę z takiej perspektywy, nie każdy ma szansę na spełnienie najskrytszych marzeń…

 Twarze obu tych ludzi były takie same, były nad wyraz szczęśliwe. Jakaż to wielka hipokryzja! Cóż to znaczy szczęście? Jeden z nich do pełni szczęścia potrzebuje codziennie łyk taniego alkoholu, a drugi, aby wprawić się w taki sam, euforyczny stan wydaje miliony dolarów.

 Jakże odmienne definicje szczęścia można by stworzyć dla tych ludzi! A jakąż definicję szczęścia można by stworzyć dla grupy dzieci bawiących się nieopodal? Ich twarze zmieniały się tak szybko, że trudno było zauważyć wszystkie przemiany.

 Co chwilę wyrażały co innego szczęście, ból, rozpacz. Ale czy w jednej chwili można być zrozpaczonym, a za moment szczęśliwym? Czy jest coś, co może spowodować tak ekspresyjną zmianę nastroju, poza chorobą psychiczną? Dzieci bawiły się znakomicie, ich chwilowa rozpacz ustępowała natychmiast po tym, jak znalazły nowy patyczek w miejsce złamanego, albo wymyśliły nową zabawę w miejsce tej, która się już znudziła.

 Człowiek z pooraną bruzdami twarzą wrócił na swoją ławeczkę, w pełni szczęścia popijał ukradkiem tanie wino, z każdym łykiem twarz jego wydawała się być bardziej szczęśliwa; siedemdziesięcioletni mężczyzna na plakacie cały czas emanował szczęściem. Ot, idylliczny obraz naszej codzienności. A gdzie podziała się twarz człowieka cierpiącego za cały świat? Czyżby nagle wszystkie troski uleciały gdzieś daleko? A może spadły na innych, dając poczucie szczęścia tylko tym wybranym? Czy jest to sprawiedliwe, że tak mała grupa ludzi pozbyła się trosk, kiedy na świecie trwają wojny, wiele dzieci cierpi na różne choroby i głód? Co prawda, nikt nam w dniu urodzin nie obiecywał, że świat, na który przychodzimy jest sprawiedliwy…

 Bo jakże można mówić o sprawiedliwości, gdy z drugiej strony plakatu ze szczęśliwym siedemdziesięciolatkiem spoglądają na nas twarze dzieci, jakże odmienne. Twarze dzieci z murzyńskiej wioski, z kraju, gdzie trwa wojna domowa. Twarze jak żywo przywodzące w wyobraźni zaszczute, wygłodzone zwierzątka. Duże, wytrzeszczone oczy niemym krzykiem wołają o pomoc, błagalnym, wystraszonym wzrokiem żebrzą o odrobinę szczęścia dla nich.

 A cóż do szczęścia może być potrzeba tym dzieciom? Czyżby lot w kosmos? Na pewno nie!! Na pewno też nie rozpaczają z powodu złamanego patyczka w piaskownicy. Promienny uśmiech na twarzach tych dzieci zagości wtedy, gdy się najedzą do syta, napiją czystej wody i będą miały podstawowe leki na trapiące ich choroby.

 Wtedy, gdy położą się spać pewne, że jutro znów będą miały co jeść, że nikt z ich bliskich nie umrze w strasznych męczarniach z powodu głodu. Wtedy, gdy nikt z ich bliskich nie zginie w walkach plemiennych czy też czystkach narodowościowych. Czy te marzenia są aż tak ogromne, aby nie mogły zostać spełnione?

 Jak porównać pojęcie szczęścia dla tych ludzi? Przecież każda twarz szczęśliwego człowieka wygląda tak samo, a tak różnych rzeczy potrzeba, aby to szczęście dać. Stoję i obserwuję twarze ludzi, twarze ludzi przechodzących obok mnie w pośpiechu. Twarze wyrażające najróżniejsze emocje, ale tak rzadko spotyka się twarze szczęśliwe.

 Nawet człowiek na ławeczce zmienił swój wyraz, zasnął zmęczony alkoholem i na jego twarzy pojawił się grymas, którego nie sposób rozszyfrować. Bawiące się dzieci rozbiegły się do domów. Z plakatu spogląda na mnie twarz szczęśliwego człowieka ubranego w skafander, ale w pamięci pozostaje druga strona plakatu, na którą strach spojrzeć. Dlaczego boimy się patrzeć w te niewinne przerażone twarze dzieci? Dlaczego widzimy tylko to, co chcemy widzieć?

 Gdzieś z oddali słychać słowa piosenki „twarze w metrze są obce, bo, po co się znać? To kosztuje zbyt drogo lepiej jechać i spać!” Wielka ironia tych słów dociera do mnie w jednej chwili. Ruszam przed siebie, mijam plakat, ale wciąż czuję na plecach wygłodniały wzrok dzieci z murzyńskiej wioski. Czuję ciężar tych oczu jakbym była odpowiedzialna za ich los, jakbym była odpowiedzialna za ich wielką krzywdę. Mam ochotę wrócić, zerwać plakat z uśmiechniętym milionerem. Ale czy on nie zasługuje na chwilę szczęścia, na spełnienie swoich marzeń? A może wrócić i dać śpiącemu mężczyźnie pieniądze na następną porcję szczęścia zamkniętą w butelce z akcyzą? Ale czy wtedy poczuję się lepiej? Czy wtedy twarze tych dzieci zmienią swój wyraz?

 Dlaczego wielcy tego świata nie chcą dostrzec smutku na twarzach innych, a zapatrzeni w siebie nawzajem widzą tylko kamienne oblicza pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, jakichkolwiek emocji. Idę jednak dalej, bo jeśli wrócę i tak nie wiem, co powinienem zrobić, a wrócić się i nie zrobić nic? Ale czy idąc dalej, bezradnie przyglądając się twarzom ludzi, czynię dobrze…?






Tak mi przykro............

Jestem straszną niezdarną, bez przerwy się potykam i o coś obijam, miałam już połamane obie nogi i obie ręce.
Jesień jest moją ulubioną porą roku, nie znoszę za to lata i upałów.
Jak byłam mała marzyłam o tym by pracować w kiosku.
Panicznie boję się igieł, np. jak idę do dentysty wolę cierpieć niż dostać znieczulenie. Pająki, robaki, węże, krew i inne tego typu rzeczy za to kompletnie mnie nie ruszają.
Marzę o zrobieniu tatuażu, od dawna mam wybrany wzór i miejsce ale moja niechęć do igieł jak na razie skutecznie mnie powstrzymuje od jego wykonania.
Jestem punktualna. Zawsze wychodzę z domu kilka minut wcześniej niż trzeba byleby tylko się nie spóźnić. W rezultacie wszędzie jestem za wcześnie
Interesuję się historią, zawsze mam pod ręką jakąś książkę historyczną, uwielbiam też filmy tego typu. Trochę żałuję, że nie zdecydowałam się na takie studia ale kto wie, może jeszcze kiedyś
Gdy byłam w podstawówce moi rodzice byli wzywani do szkoły bo ciągle rysowałam trumny i cmentarze
Moim ulubionym serialem wszech czasów jest "Miasteczko Twin Peaks"
Wydaje mi się, że nie sprawiam dobrego pierwszego wrażenia. Wielu moich dobrych znajomych mówi mi, że początkowo średnio mnie polubili.
Niestety uwielbiam niezdrowe rzeczy, lubię też bardzo naszą polską kuchnię: flaczki, pierogi, bigos, gołąbki czy żurek. Staram się od jakiegoś czasu z tym walczyć i nie jeść tak tłusto.
Wiele osób zwraca uwagę na mój głos, jest permanentnie zachrypnięty i raczej niski. Teraz go lubię ale kiedyś bardzo mi się nie podobał.
Marzę o tym by mieć kota Sfinksa
Uwielbiam dźwięk skrzypiec, mogłabym ich słuchać i słuchać.
Jestem strasznym śpiochem, 7-8 godzin snu to dla mnie minimum.
Od wielu lat nie ma u mnie w domu telewizora. Wcale za nim nie tęsknie i nie planuję zakupu.
Paliłam papierosy 6 lat, na początku tego roku rzuciłam z dnia na dzień i na szczęście już kompletnie mnie nie ciągnie do palenia.
Nigdy nie bałam się Buki
Mam bardzo dobrą pamięć do wydarzeń, ludzi i miejsc np. pamiętam wiele rzeczy ze wczesnego dzieciństwa.
Nigdy nie maluję ust ale zawsze mam pomalowane paznokcie.
Mniej więcej do 5 roku życia miałam fryzurę "na chłopaka" i ciągle słyszałam jaki ze mnie piękny chłopiec
Moim największym kompleksem jest moja cera, zawsze zazdroszczę dziewczynom z piękną skórą.
Odkąd pamiętam nie znoszę napojów gazowanych, coca-coli czy innych nie piłam już parę lat.
Mam uczulenie na komary, w te wakacje mnie tak pogryzły, że wylądowałam na pogotowiu.
Gdybym miała wybrać jedno miejsce na ziemi w jakim chciałbym mieszkać była by to z pewnością Anglia. Uwielbiam angielską kulturę, architekturę i historię.
Jedyny film na jakim płakałam to mój ukochany "Forrest Gump"
Mniej więcej od gimnazjum noszę tę samą fryzurę. Czasem eksperymentuję z kolorem (miałam już na głowie chyba każdy) ale cięcie zawsze zostaje to samo.

I to by było na tyle. Jeśli zrobiłyście tan tag u siebie koniecznie dajcie znać



środa, 2 października 2013







Przed 600. laty, 2 października 1413 roku, w Horodle zawarto unię pomiędzy Polską a Litwą. Potwierdzała ona wspólną politykę obu państw, wprowadziła instytucję odrębnego wielkiego księcia na Litwie wybieranego przez króla Królestwa Polskiego za radą i wiedzą bojarów litewskich oraz panów polskich, wspólne sejmy i zjazdy polsko-litewskie, urzędy wojewodów i kasztelanów na Litwie, a litewską szlachtę katolicką zrównała z polskimi rodami. Okrągła data stała się pretekstem do naukowych debat, wydania książki... Niestety tylko w Polsce.


Więcej:http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/600-lat-unii-w-horodle