Od kiedy pamiętam, zawsze się czegoś bałam, były to strachy bardzo różne, od pająków, po jazdę kolejką linową. Kiedy zaczęłam pisać, bałam się pisać tak, jak chcę, nie wierzyłam, że potrafię. Zawsze słuchałam innych, mądrzejszych od siebie i pisałam tak, jak oni uważali, że powinnam. Nie słuchałam siebie, nie patrzyłam na siebie i nie rozmawiałam ze sobą, bo po co?
We współczesnej poezji szczerość nie jest w cenie, wrzucą cię do wora z konfesją i tam sczeźniesz jako "poetka kobieca"; pół biedy, jeśli w towarzystwie Sexton albo Świrszczyńskiej, ale gorzej, jak trafisz na Poświatowską. Naczytałam się mnóstwa odmiennych teorii na temat tego co się powinno, a czego nie powinno w poezji, jak się powinno, a jak nie powinno pisać. Przez pewien czas nawet sama się na ten temat wymądrzałam, a tak naprawdę trzęsłam się ze strachu, ale nie przed
tym, że nie dostanę kolejnej nagrody, że nie wygram kolejnego konkursu, bo moje wiersze są zbyt mało konkursowe i nie podejmują form i treści, będących aktualnie na "topie poetyckim".
Bałam się, że nigdy nie napiszę tak, jakbym chciała, a spełnianie cudzych oczekiwań mnie po prostu zabijało. Bałam się do tego stopnia, że w ogóle przestałam pisać. Kilka miesięcy temu, w 38 roku życia coś we mnie pękło, ba! Walnęło z hukiem, aż rozleciałam się na małe kawałki i całe szczęście, bo zbieranie tych kawałków do kupy pozwoliło mi popatrzeć na siebie. Przyglądałam się owszem, ale jeszcze nie byłam pewna, jeszcze potrzebowałam potwierdzenia. Nie dostałam go, za to dostałam coś o wiele lepszego - kopa w tyłek. Kopa bolesnego, który uświadomił mi, że powrotu do tamtej osoby już nie ma, nie ma już tamtej Gałkowskiej, ale w takim razie jaka jest TA?
Zaczęłam ją odkrywać, najpierw przez powrót do pisania, przez oderwanie się od dawnej poetyki, przez próbowanie tego wszystkiego w poezji, z czym wg mnie na pewno sobie nie poradzę. Otóż okazuje się, że sobie radzę i to coraz lepiej, że w końcu mam to upragnione poczucie bycia tym, kim naprawdę chcę.Mam pisanie tego, co naprawdę jest tylko i wyłącznie MOJE. W tym momencie wróciła odwaga. Chciałam w jeszcze jeden sposób zmierzyć się ze sobą i stąd wniknęła sesja zdjęciowa z Rafałem Babczyńskim. Byłam pewna, że nikt, tak ja Rafał nie zrozumie mojej historii i nikt nie będzie potrafił jej pokazać. I miałam rację.
Rafał zrozumiał doskonale i jeszcze lepiej opowiedział to wszystko zdjęciami. I miałam również rację, bo okazało się, że dla niektórych osób to - pozwolę sobie na cytaty - "lecenie Playboyem" albo "robienie zdjęć gołych cycków" albo generalnie sugestie, że chodziło mi o pokazanie się.
Najbardziej niemiłym dla mnie zaskoczeniem było to, że takie stwierdzenia wyszły spod palców poetów, ludzi piszących wiersze, ludzi podobno obdarzonych szczególną wrażliwością. Skoro już "się pokazałam" to objaśniam: nie chodziło drodzy koledzy i koleżanki o pokazanie tego, jaka jestem cudowna i jakie mam świetne ciało, bo wtedy zafundowałabym sobie sesję z mistrzem fotoszopa, a nie z jednym z najlepszych artystów w tym kraju.
Chodziło o zobaczenie siebie cudzymi oczami, o zobaczenie siebie naprawdę, o to, by już nie mieć pretekstu do odwracania wzroku. O zobaczenie siebie prawdziwej. Owszem, na niektórych zdjęciach
są rekwizyty, ale tylko dlatego, że one pokazują pewną historię, uwięzienia i uwolnienia. Potrzebowałam się uwolnić i zrobiłam to, potrzebowałam tej całkowitej szczerości, bez upiększeń, bez udawania. Potrzebowałam przekroczenia pewnych granic w sobie. I potrzebowałam wreszcie tej relacji twórca - tworzywo, bo tym razem to ja byłam tworzywem, a to była bezcenna lekcja, potrzebna lekcja. Rafał jest świetnym artystą, ale też świetnym człowiekiem, już wcześniej, robiąc wernisaż czy tworząc razem z Nim muzykę wiedziałam, że rozumiemy się w pół słowa i spotykamy w pół drogi. To widać również na tych zdjęciach.
Pewnie po tym poście dostanę kolejne dobre rady w stylu : "niepotrzebnie się tłumaczysz", "nie powinnaś tego pisać"' ,"całkowita szczerość nie popłaca".
A co popłaca? Zachowywanie się tak, by się nikomu nie narazić? Lubienie wszystkiego i wszystkich, by nie sprawić komuś przykrości? Poświęcanie swojego czasu i energii i pracy komus, kto nie potrafi tego docenić?
Niektóre z tych zdjęć Rafał wstawił na portal dla artystów plastyków. Pojawiły się tam komentarze tak różne od tych poetyckich, że aż mnie to zaszokowało, bo okazało się, że wrażliwość niektórych "poetów" to wrażliwość kuchennego taboretu. Jaka to jest cudna hipokryzja. Nasza koleżanka wstawiła swoje akty, więc albo udajemy, że nie widzimy, albo klikamy "lubię to", albo walimy chamskie teksty. Bo rzadko kto potrafi o tym rozmawiać. Rzadko kto spyta skąd ten pomysł, dlaczego to zrobiłam i dlaczego zdecydowałam się to opublikować. Bo nie publikuję nagich cycków Gałkowskiej tylko sztukę. Coś co nawiązuje do mojej poezji, do wierszy, w których bywam bardziej naga, niż na tych zdjęciach. Znając szanownych kolegów i koleżanki po piórze zapewne za chwilę doczekam się komentarzy, że piszę ten post, bo za mało się nade mną zachwycano. Nie zdziwiłabym się wcale, gdybym i to usłyszała/przeczytała.
Dlaczego powstał ten odcinek Dziennika? Ponieważ ja szanuję to, co tworzą inni, nawet jeśli mi się to nie podoba, ponieważ raz na zawsze chcę uciąć głupkowate komentarze i przytyki na swój temat. Dziś rano jeden z poetów mi powiedział, że "mężczyzna widząc piękno kobiecego ciała - zachwyca się, chłopiec - chichocze".
Dlatego życzyłabym sobie więcej "mężczyzn" czyt. "świadomych odbiorców". A tak już poza tym wszystkim, to każdy człowiek, nagi, czy ubrany, zasługuje po prostu na szacunek.
prace Rafała można zobaczyć tu: http://variart.org/galeria/2155-rdza.htm
fot. Rafał Babczyński |
fot. Rafał Babczyński |
fot. Rafał Babczyński |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz