Tak długo zajęło mi zrozumienie, że tu naprawdę nie ma czego rozumieć. Bo czym byłby świat i nasze życie gdyby wszystko było takie proste, takie jak tylko nam się zamarzy?
Skąd wiedzielibyśmy, że coś jest białe nie poznając wcześniej czarnego? Dobro bez zła nie byłoby tym samym dobrem. Szczęście bez cienia goryczy nie byłoby szczęściem...
Więc czym? Nie wiem, ale czy to ważne? Tak już jest, jedno bez drugiego nie ma prawa bytu czy nam się to podoba czy nie.
Musisz cierpieć, żeby dostąpić uciechy...
Musisz stracić, żeby poznać cenę...
Musisz się zagubić, żeby móc się odnaleźć.
Musisz postępować z własna naturą, żeby mogli cię gdzieś przyporządkować, bo przecież ktoś musi być zły skoro gdzieś jest i dobry...
Więc powiedz mi, jaki sens ma zmiana na "lepsze" skoro to "lepsze" jest nim dla ciebie, a nie jest nim dla mnie?
Czy świat dąży do tego aby każdy był doskonały? Jeśli tak to dlaczego rodzimy się zupełnie inni, żeby całe życie się zmagać? A może wystarczy to zaakceptować i po prostu
załagodzić skutki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz