sobota, 26 kwietnia 2014

Muszę to wyrzucić z siebie-jeżeli oczywiście potrafię mając na uwadze to jak w tej chwili się czuję i co czuję. Zawsze myślenie pod wpływem ogromnego stresu było moim problemem.To bardzo dziwne uczucie. Trudno nie tylko je zdefiniować,ale również opisać. Mam dość tej samotności. ON zabawia się przy nadarzających się okazjach i skupia swoje życie na realizowaniu swoich zachcianek/nie tylko alkoholicznych/ a ja jestem skazana na bycie sama z sobą. Całe dnie spędzam przy tym cholernym komputerze  - aż bolą mnie oczy. Dla  zabicia nie tylko myśli, ale również czasu, bo ile można "przątać" ja ON to mówi. Faktem jest,ze dom jest zadbany aż do przesady, co kosztuje mnie nie mało wysiłku. Przerażają mnie już te ściany i cisza, którą staram się zabić- muzyką. Na dłuższy czas tak żyć nie można. Orgraniczyłam życie towarzyskie do minimum/ bo to koleżanka mu sie nie podoba. bo....bo..../ Nie będę wulgarna. Niby  wszystko mi wolno, a jednak NIC !   Zaczynam nienawidzić tego domu, tych ścian, tego sprzątania, gotowania itp. Nie umiem tak żyć. Długo zastanawiałam się nad podjęciem decyzji wyjazdu w góry, od której ON cały czas mnie przekonuje,ze nie powinnam... boooo..Zrobię to jednak pomimo tego,że kocham ten zakątek ziemi i bardzo trudno będzie mi się z nim roztać na zawsze. Całe szczęście,że nie ma nic dopowiedzenia, bo wszystko jest moją własnością/ łącznie z autem/. Nie mogę juz dłużej tak żyć. Może tam nie będzie lepiej, ale chociaż nie będę słyszała tej ciszy..... np. teraz słyszę jak kapie woda z kranu w łazience.Czuję się  dziwnie, coś  uciska mi kltakę piersiową i mam ogromną ochotę płakać. Nie użalam się nad sobą- tylko jest mi bardzo przykro.. przykro, kiedy inni spędzają razem czas, a ja zawsze-praktycznie całe życie ... sama.. bo nie wypada, bo charakter wykonywanej pracy nie pozwala mi na  bycie sobą. Zawsze pod strażą,ze tak powiem , w domu pod rządami dyktatora, w pracy pod rządami.... i co inni powiedzą. Kocham to co robię i pewnych stereotypów nie mogę złamać-muszę  być przykładem. Mój Boże jaką ogromna pomyłką był mój ślub z tym człowiekiem .... i tylko dlatego się z nim meczę, bo lituję się nad nim i jego ułomnościami. Wiem,że nie powinnam. Wiem....i po tym co przez niego przeszłam nie powinnam mieć żadnych wyrzutów  sumienia. Takiego bólu nie zadał mi nikt-nigdy. W tej chwili nie chcę do tego wracać...... Zastanawiam się nad swoim życiem w górach. Tak, to jest słuszna decyzja-przynajmniej będę słyszała głos- bliskich mi sercu  bliskich. Zdaję sobie sprawę z tego,że nie zwsze bedzie tak jak powinno, ale ten drań.... w końcu mu się skończy hulaszczy tryb życia.Wczoraj zaproponowałam mu,ze moze niedzielę spędzimy na wsi, przy grilu. Nie !  ON tak owszem, wśród swoich znajomych, ale beze mnie. Dziwne,ze nie mamy wspólnych znajomych, ani przyjaciół.Przy okazji opróżnił  prawie pół zamrazarki... Nie razem.... oddzielnie..Nie potrafię już dłużej tak żyć..... mam dość !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz