czwartek, 3 października 2013

Widziałam twarz człowieka siedzącego na ławce, zgarbionego jakby dźwigał na sobie wszystkie nieszczęścia tego świata. Cóż nie jest to żaden wielki wyczyn zobaczyć człowieka. Każdy z nas codziennie widzi wokół siebie wielu ludzi, jedni spacerują uśmiechnięci, drudzy zamyśleni, a jeszcze inni zatroskani albo nawet nieszczęśliwi.

 Uwagę moją przykuła jednak twarz tego człowieka. Widać było na niej straszliwe cierpienie. Zmarszczone czoło i poorane bruzdami, napięte do granic wytrzymałości policzki mówiły same za siebie. On po prostu cierpiał. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwował jednak uważnie otaczający go świat.

 W jednym momencie zmartwiona, nieszczęśliwa twarz zmieniła się w promieniejące szczęściem oblicze, sylwetka wyprostowała się i mężczyzna ten zerwał się z ławeczki. Podreptał szybciutko w stronę pobliskiego kosza, do którego grupka młodzieży wyrzuciła butelki. Wygrzebał je i jak cenny skarb schował pod marynarką. Po chwili widziałam tego człowieka wychodzącego ze sklepu z butelka taniego wina.

 Nie była to już twarz człowieka, któremu cały świat rzuca kłody pod nogi. Szedł dumny, wyprostowany, szczęśliwy. Przechodził obok plakatu, na którym siedemdziesięcioletni mężczyzna w skafandrze kosmonauty realizował marzenie swojego życia – lot w kosmos.

 To nic, że za spełnienie tego marzenia zapłacił kilkadziesiąt milionów dolarów. Był szczęśliwy… Twarz promieniała uśmiechem, emanowało z niej zadowolenie z życia, niewyobrażalne szczęście. Cóż nie powinno to nikogo dziwić, w końcu nie każdy ma szansę obejrzeć naszą planetę z takiej perspektywy, nie każdy ma szansę na spełnienie najskrytszych marzeń…

 Twarze obu tych ludzi były takie same, były nad wyraz szczęśliwe. Jakaż to wielka hipokryzja! Cóż to znaczy szczęście? Jeden z nich do pełni szczęścia potrzebuje codziennie łyk taniego alkoholu, a drugi, aby wprawić się w taki sam, euforyczny stan wydaje miliony dolarów.

 Jakże odmienne definicje szczęścia można by stworzyć dla tych ludzi! A jakąż definicję szczęścia można by stworzyć dla grupy dzieci bawiących się nieopodal? Ich twarze zmieniały się tak szybko, że trudno było zauważyć wszystkie przemiany.

 Co chwilę wyrażały co innego szczęście, ból, rozpacz. Ale czy w jednej chwili można być zrozpaczonym, a za moment szczęśliwym? Czy jest coś, co może spowodować tak ekspresyjną zmianę nastroju, poza chorobą psychiczną? Dzieci bawiły się znakomicie, ich chwilowa rozpacz ustępowała natychmiast po tym, jak znalazły nowy patyczek w miejsce złamanego, albo wymyśliły nową zabawę w miejsce tej, która się już znudziła.

 Człowiek z pooraną bruzdami twarzą wrócił na swoją ławeczkę, w pełni szczęścia popijał ukradkiem tanie wino, z każdym łykiem twarz jego wydawała się być bardziej szczęśliwa; siedemdziesięcioletni mężczyzna na plakacie cały czas emanował szczęściem. Ot, idylliczny obraz naszej codzienności. A gdzie podziała się twarz człowieka cierpiącego za cały świat? Czyżby nagle wszystkie troski uleciały gdzieś daleko? A może spadły na innych, dając poczucie szczęścia tylko tym wybranym? Czy jest to sprawiedliwe, że tak mała grupa ludzi pozbyła się trosk, kiedy na świecie trwają wojny, wiele dzieci cierpi na różne choroby i głód? Co prawda, nikt nam w dniu urodzin nie obiecywał, że świat, na który przychodzimy jest sprawiedliwy…

 Bo jakże można mówić o sprawiedliwości, gdy z drugiej strony plakatu ze szczęśliwym siedemdziesięciolatkiem spoglądają na nas twarze dzieci, jakże odmienne. Twarze dzieci z murzyńskiej wioski, z kraju, gdzie trwa wojna domowa. Twarze jak żywo przywodzące w wyobraźni zaszczute, wygłodzone zwierzątka. Duże, wytrzeszczone oczy niemym krzykiem wołają o pomoc, błagalnym, wystraszonym wzrokiem żebrzą o odrobinę szczęścia dla nich.

 A cóż do szczęścia może być potrzeba tym dzieciom? Czyżby lot w kosmos? Na pewno nie!! Na pewno też nie rozpaczają z powodu złamanego patyczka w piaskownicy. Promienny uśmiech na twarzach tych dzieci zagości wtedy, gdy się najedzą do syta, napiją czystej wody i będą miały podstawowe leki na trapiące ich choroby.

 Wtedy, gdy położą się spać pewne, że jutro znów będą miały co jeść, że nikt z ich bliskich nie umrze w strasznych męczarniach z powodu głodu. Wtedy, gdy nikt z ich bliskich nie zginie w walkach plemiennych czy też czystkach narodowościowych. Czy te marzenia są aż tak ogromne, aby nie mogły zostać spełnione?

 Jak porównać pojęcie szczęścia dla tych ludzi? Przecież każda twarz szczęśliwego człowieka wygląda tak samo, a tak różnych rzeczy potrzeba, aby to szczęście dać. Stoję i obserwuję twarze ludzi, twarze ludzi przechodzących obok mnie w pośpiechu. Twarze wyrażające najróżniejsze emocje, ale tak rzadko spotyka się twarze szczęśliwe.

 Nawet człowiek na ławeczce zmienił swój wyraz, zasnął zmęczony alkoholem i na jego twarzy pojawił się grymas, którego nie sposób rozszyfrować. Bawiące się dzieci rozbiegły się do domów. Z plakatu spogląda na mnie twarz szczęśliwego człowieka ubranego w skafander, ale w pamięci pozostaje druga strona plakatu, na którą strach spojrzeć. Dlaczego boimy się patrzeć w te niewinne przerażone twarze dzieci? Dlaczego widzimy tylko to, co chcemy widzieć?

 Gdzieś z oddali słychać słowa piosenki „twarze w metrze są obce, bo, po co się znać? To kosztuje zbyt drogo lepiej jechać i spać!” Wielka ironia tych słów dociera do mnie w jednej chwili. Ruszam przed siebie, mijam plakat, ale wciąż czuję na plecach wygłodniały wzrok dzieci z murzyńskiej wioski. Czuję ciężar tych oczu jakbym była odpowiedzialna za ich los, jakbym była odpowiedzialna za ich wielką krzywdę. Mam ochotę wrócić, zerwać plakat z uśmiechniętym milionerem. Ale czy on nie zasługuje na chwilę szczęścia, na spełnienie swoich marzeń? A może wrócić i dać śpiącemu mężczyźnie pieniądze na następną porcję szczęścia zamkniętą w butelce z akcyzą? Ale czy wtedy poczuję się lepiej? Czy wtedy twarze tych dzieci zmienią swój wyraz?

 Dlaczego wielcy tego świata nie chcą dostrzec smutku na twarzach innych, a zapatrzeni w siebie nawzajem widzą tylko kamienne oblicza pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, jakichkolwiek emocji. Idę jednak dalej, bo jeśli wrócę i tak nie wiem, co powinienem zrobić, a wrócić się i nie zrobić nic? Ale czy idąc dalej, bezradnie przyglądając się twarzom ludzi, czynię dobrze…?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz