czwartek, 24 października 2013

Jest w Polsce wiele biedy, to jest fakt. Ale co najważniejsze jest ona nie tam, gdzie się politykom wydaje. Przez lata mojej pracy dochodzę do wniosku, że najbiedniejszą grupą społeczną nie są, jak się wielu wydaje emeryci i renciści, ale dzieci. Dzieci z rodzin patologicznych, dzieci z prowincji Dzieci niepełnosprawne. To je dotyka ubóstwo w największym stopniu. Ubóstwo, które ma różne aspekty.
Nie chodzi tylko o to, że większość dzieciaków z rodzin patologicznych chodzi głodna i wiele z nich jedyne ciepłe posiłki jada w szkołach i innych placówkach pomocowych. Nie chodzi o to, że są dzieci, które same zgłaszają sie do instytucji państwa z prośbą o umieszczenie ich w domu dziecka, bo ich rodzinny dom to piekło. Ubóstwo dzieci, to także nie możność kontynuowania edukacji, bo ich wiejska podstawówka ma żenujący poziom, a dobre liceum jest daleko, a dodatkowo PKP właśnie zlikwidowało ostatni pociąg.
Polska bieda, a szczególnie bieda polskich dzieci nie kryje się w jednym regionie kraju. Nie jest przypisana do wsi, ani miast. Enklawy ubóstwa kryją się i na zapadłej wsi i w wielkich miastach. Zwykle wspólnym mianownikiem jest tu brak edukacji, alkohol, złe warunki mieszkaniowe. Widziałem ludzi żyjących w strasznych warunkach. Widziałem naprawdę ciemną stronę Rzeczpospolitej. I niestety najczęściej w tych miejscach były dzieci. Brudne, głodne, bez szans na ukończenie nauki i wyrwanie się z tych miejsc.
Generalnie problemem jest to, że w Polsce pomoc państwa robi więcej złego niż dobrego. Problemem jest to, że polityka kolejnych rządów nie wyrywa ludzi z tego stanu rzeczy, tylko go utrwala. I to jest akt oskarżenia wobec całej klasy politycznej. Bo nie próbując reform tylko pogarszają sytuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz