Jest w Polsce wiele
biedy, to jest fakt. Ale co najważniejsze jest ona nie tam, gdzie się
politykom wydaje. Przez lata mojej pracy dochodzę do wniosku, że
najbiedniejszą grupą społeczną nie są, jak się wielu wydaje emeryci i
renciści, ale dzieci. Dzieci z rodzin patologicznych, dzieci z prowincji
Dzieci niepełnosprawne. To je dotyka ubóstwo w największym stopniu.
Ubóstwo, które ma różne aspekty.
Nie
chodzi tylko o to, że większość dzieciaków z rodzin patologicznych
chodzi głodna i wiele z nich jedyne ciepłe posiłki jada w szkołach i
innych placówkach pomocowych. Nie chodzi o to, że są dzieci, które same
zgłaszają sie do instytucji państwa z prośbą o umieszczenie ich w domu
dziecka, bo ich rodzinny dom to piekło. Ubóstwo dzieci, to także nie
możność kontynuowania edukacji, bo ich wiejska podstawówka ma żenujący
poziom, a dobre liceum jest daleko, a dodatkowo PKP właśnie zlikwidowało
ostatni pociąg.
Polska bieda, a szczególnie bieda polskich dzieci
nie kryje się w jednym regionie kraju. Nie jest przypisana do wsi, ani
miast. Enklawy ubóstwa kryją się i na zapadłej wsi i w wielkich
miastach. Zwykle wspólnym mianownikiem jest tu brak edukacji, alkohol,
złe warunki mieszkaniowe. Widziałem ludzi żyjących w strasznych
warunkach. Widziałem naprawdę ciemną stronę Rzeczpospolitej. I niestety
najczęściej w tych miejscach były dzieci. Brudne, głodne, bez szans na
ukończenie nauki i wyrwanie się z tych miejsc.
Generalnie problemem
jest to, że w Polsce pomoc państwa robi więcej złego niż dobrego.
Problemem jest to, że polityka kolejnych rządów nie wyrywa ludzi z tego
stanu rzeczy, tylko go utrwala. I to jest akt oskarżenia wobec całej
klasy politycznej. Bo nie próbując reform tylko pogarszają sytuację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz