wtorek, 29 grudnia 2015



Dopóki pracujemy i jesteśmy potrzebni /uzależnieni/ od ludzi/  większość o nas pamięta.
Przychodzi jednak czas, kiedy z przyczyn obiektywnych/zdrowotnych/ musimy zrezygnować z pracy, którą kochaliśmy ponad życie i wykonywaliśmy ją z sercem i pełnym poświęceniem. Co się z nami dzieje?-ludzie o nas zapomninaja. Jesteśmy i nas nie ma. Informujemy się. Przyglądaja się nam w milczeniu "czatując na czacie".
Nie o tym chciałam mówić- choc to bardzo boli.
Jestem katoliczką praktykującą. Nurtuje mnie jednak pytanie jak to jest być "służebnicą kościoła z konieczności? Ludzie, którzy żyja na nasz koszt i datków. Pieniądze te powinny być wg mnie przeznaczone na  Domy Dziecka, Sierocińce i  chore dzieci. Siedzi to "światło z blaskiem" na jakim portalu i śmie się z tego szczycić,że tak naprawdę nic nie robi. Nic dobrego nie zrobili/ła w swoim życiu. Dla mnie jest zwykłym pasożytem. Przed wojną Koscioły  posiadały majatki i ludzie nie tylko  bliscy słuzbie Bogu,ale również inni odrabiali tzw. pańszczyznę. Obecnie boja sie" pobrudzić rak",złamać paznokieć -klikając na klawiaturze  we wśni ,gdzie "diabeł mówi dobranoć',a wiernych w niedzielę  nie ma więcej niż  dziesięć osób w Kościele. Jest problem nie ukrywajmy,ze go nie ma.
Może  blużnię,ale  coś w tym jest i nie ukrywajmy,że nie ma problemu.
Tyle na dziś,może kiedyś ten temat rozszerzę, Muszę przyznać,że naprawdę  "słowa mnie zmęczyły" przez charkter wykonywanej pracy. Mówiąc szczerze nie lubię pisać.
Cieplutko Państwa pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz