poniedziałek, 28 lipca 2014



Boże miej mnie w swojej opiece. Kolejnych ran..na duchu i ciele, już nie zliczę...
Pewnego dnia budzisz się, zaczniesz rozumieć rzeczy i dopasować kawałki układanki. Okazuje się, że nie jesteś tak rzadko i że wyimaginowany świat jest o wiele bardziej realne niż myślisz.Trzeba tylko głębiej patrzeć -sercem.-NIEPRAWDA !!!!


wyśmiane-zakpione fota



Dam Ci wspomnienie!
Wspomnienie mojej obecności.
Ale... po co Ci ono?
Na pewno zostawię wspomnienie.
Może będziesz je później wymazywać, tuszować, z nim walczyć.
Może zechcesz je zapomnieć (...)?
Możesz tak zrobić - to Twoja wola.
W tej kwestii jestem niemą,
bo... wspomnienia nie mówią.
One się tylko czasem przypominają.
Zawsze wracają.
Czy mogę dać Ci wspomnienie?
Nie, nie mogę - ono od początku jest Twoje
(autor nieznany
Jeszcze kiedyś ten dzwon zaśpiewa.
Kiedy przyjdzie jego CZAS – odżyje.
Jeszcze kiedyś, jak przyjdzie CZAS!
Mam taką nadzieję,ze to już niedługo.

"Sztandar"

Biało Czerwony,
Spryskany Krwią,
Podziurawiony kulami.
Opowie nam dziś historię swą.
Sztandar Miłością tkany......

Miłość utkała Go gdzieś na Kresach.
Miłość Do Polski - Ojczyzny,
Która Cierpiała wtedy w zaborach.
Styczniowe na Nim są Blizny....

Haft na Nim piękny Białego Orła,
Poprzeszywany kulami.
Flaga Powstańców do boju wiodła.
Skropiony był Sztandar łzami......

Łzami oblany Matek i Żon.
Polek, Kresowych Babć.
Serca Ich, Myśli w Sztandarze są.
Nie Było Polski ???

Ma Trwać !

Tkały Go Matki Dla Swoich Synów,
Którzy z Moskalem na bój......
Tkały Go Żony Dla Swoich Mężów,
By Ich do walki wiódł......

Przetrwał Ten Sztandar wiele bitew.
Zawsze na czele pochodów.
Krył się po lasach, Walczył na polach.
Wiódł Powstańców do boju.....

I choć Powstanie w końcu upadło
Zryw TEN Ocalił Polskę.
I Duch Wolności Przetrwał W Narodzie.
Bo Duch TO Serca Gorące.......

Sztandar Ocalał w ostatniej z bitew.
Wrócił z Powstańcem Do Domu.
Ranny jak On, przeszyty kulą.
Przetrwał - Dla Potomnych......

Obudził się znów i Załopotał.
Wtedy - W osiemnastym.
Pod Jego Skrzydłem Szara Piechota.....
W Kraju Wolności Nastrój........

A później Przyszedł Pamiętny Wrzesień.
Sztandar Nasz znów Był w boju.
Przetrwał.
Relikwią Świętą Jest.
Czeka......
By załopotać znowu........

A S, 18 Czerwca 2013

Contessa napisała wczoraj:

Fragment przemówienia śp.Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wygłoszonego 11.11.2008 r. z okazji narodowego Święta Niepodległości, zaczynający się słowami:

„Mamy dzisiaj dzień radosny!
Dziewięćdziesiąt lat temu, po 123 latach niewoli, zaborów, Polska powstała na nowo. Istniała przedtem przez osiem wieków, od drugiej połowy wieku X. I upadła. Upadła pod ciosami trzech potężnych państw - Rosji, Austrii i Prus.”...

To było 5 lat temu. Jaką radość Polacy będą jednak czuć jutro w świadomości, że Polska znów upadła, a do jej upadku najwięcej przyczynili się jej dwaj obywatele, z których jeden jest jej prezydentem, a drugi jej premierem ?!
Pierwszy czyni z niej prowincję Moskwy,
drugi niszczy by najwięcej korzyści z tego czerpały Niemcy, Unia Europejska i każdy inny, byle nie Polska, byle nie Polacy. Jeśli wyobrażamy sobie, że granice Polski wytycza na zachodzie Odra, a na wschodzie Bug to bardzo się myli bo te granice są już tylko symboliczne. Prawdziwą granicą jest Wisła, na której za chwilę Rosja z Niemcami pozdrowi się sportowym żółwikiem.

Prezydent Kaczyński mówił – „(...)chciano z nas uczynić państwo niewielkie, obejmujące Królestwo, Zachodnią Galicję, a wywalczyliśmy państwo duże. I to walcząc na wielu frontach w ciągu trzech, ponad trzech lat, zdołaliśmy zrobić już sami. Nikt nam tego nie dał. Nikt nam nie wywalczył II Rzeczpospolitej, która stanowiła jedno z większych państw międzywojennej Europy.”...

„Nikt nam tego nie dał. Nikt nam nie wywalczył II Rzeczpospolitej” !..
To ci dopiero-szok !

Często jest nam dane napotykać się na szokujące zdjęcia, na wstrząsające ujęcia fotoreporterów ukazujących prawdę o świecie, niestety nie taką jaką chcielibyśmy zobaczyć - jednak mimo wszystko prawdę, która zostaje w pamięci.

Kevin Carter, którego zdjęcia można rozpoznawać po lekturze książki: "Bractwo Bang Bang", po seansie filmu "The Bang Bang Club" lub z innych źródeł, jest autorem legendarnych zdjęć takich jak: "Struggling Girl", które przedstawia kilkuletnią wygłodzoną i doszczętnie wychudzoną dziewczynkę, która już nie ma sił dalej iść oraz sępa czekającego w oddali na śmierć dziewczynki, która w bliskiej przyszłości miała stać się jego pokarmem.

Tym zdjęciem Kevin Carter zapewnił sobie nagrodę Pulitzera (prestiżowa nagroda), które świetnie odegrało rolę przedstawienia obecnej sytuacji w RPA i otworzyło oczy światu na problem głodu w Afryce. Carter po wykonaniu zdjęcia odszedł z miejsca zdarzenia zostawiając dziewczynkę samą i bezbronną. Nikt do dziś nie wie jakie losy doczekały dziewczynki. Jednak gdy powrócił oklaski szybko zamieniły się na ataki słowne i niezrozumienie ze strony ludności i dziennikarzy: "Dlaczego Pan jej nie pomógł?", "Dlaczego Pan pozwolił tej dziewczynce umrzeć?", "Przecież mógł Pan ją uratować". Ludzie szybko zaczęli czuć nienawiść do Cartera za to jak się zachował.
Pracą fotoreportera jest ujęcie jak najwięcej i jak najlepszych ujęć ukazujących prawdę, a nie ratowanie każdego człowieka, tylko dlatego, że jest w centrum zdarzenia. Ten obowiązek spoczywa na barkach sił ONZ i innych ugrupowań walczących z problemem głodu w RPA.



Ludzie jednak nie rozumieli krzycząc dalej: "Jak tak można!", mówili: "Ja bym jej pomógł". Brzydko mówiąc, gówno prawda. Ludzie codziennie spotykają na ulicach patologie, ludzi żebrzących o jedzenie. Nie od dziś i nie od niedawna na ulicach mija się ludzi wygłodzonych często też bezdomnych, a ludzie mijają ich bezinteresownie nie przejmując się ich sytuacją, często odwracając wzrok.

Każdy fotoreporter udostępniając takie zdjęcia (jak tutaj zamieszczone) nie stawia jednak ludzi w łatwej sytuacji. Ludzie obserwując je są zmuszani do odczuwania empatii, często nie wiedzą jak się zachować i dlatego współczują. Tym się usprawiedliwiają: "Przecież ja współczuje, ja już nie muszę nic robić, bo współczuję." I na tym zazwyczaj się kończy.

Kevin Carter po kilku latach popełnił samobójstwo, nie radząc sobie z depresją.







SZUKAM_DOBRZE SKROJONEGO MĘŻCZYZNY _DDDDDD
Ostatnio wszyscy piszą o uzależnieniu od Internetu i życiu z elektroniką. Nie będę ukrywać, że chyba sama mam z tym problem. Postanowiłam spędzać więcej czasu z dala od komputera. Choć w tym samym krześle, tylko z książką. Uwielbiam albumy o modzie. Nigdy nie zrozumiałam tej fascynacji. Ubieram się w to w co się mieszczę, a moja garderoba składa się głównie z kupowanych zdecydowanie za rzadko spodni i za często spódnic. Nawet nie mam jakiegoś stylu, do którego coś mogłoby pasować.

Jedno z najładniejszych zdjęć dobrze ubranego mężczyzny jakie w życiu widziałam. Znalezione na słynnym blogu The Sartorialist zdjęcie startowało w konkursie na fotografię vintige > Nie trudno dostrzec, że zdjęcie zrobiono na dachu Mediolańskiej katedry.
A jednak uwielbiam ubrania. ze wszystkich ubrań jakie istnieją szybsze bicie serca wywołują u mnie dobrze skrojone męskie garnitury. Najlepiej w soczystych barwach, połączone z koszulą (konieczne spinki do mankietów i też jakaś soczystość w kolorach) i tymi butami jakie się nosi na gołe stopy. Przez cały pobyt we Włoszech czułam się jakby połowa mężczyzn na ulicy ubrała się tylko po to by sprawić mi przyjemność. Naprawdę nie rozumiem skąd u mnie ten pociąg do marynarek, mokasynów, koszul z mankietami. Może chodzi o tych mężczyzn w środku ale chyba jednak też trochę o styl i klasę. Jak inaczej wytłumaczyć drżenie serca ilekroć widzę na ulicy mężczyznę, który nosi szalik tak, że dobrze układa się na jego szyi, a jednocześnie na kołnierzu płaszcza. Albo przyjemność samego oglądania poszetek (tych chusteczek do butonierki)- serio dobrze złożona, dobrana kolorystycznie poszetka to coś przecudownego. Skąd u mnie taka miłość do mody męskiej (na pewno to nie jest zapośredniczona miłość do modeli bo ten wysoki szczupły typ mężczyzny nigdy mi się nie podobał) - może fascynuje mnie dlatego, że wydaje się być bardziej otwarta na potrzeby człowieka niż wciąż zmieniająca się moda kobieca. A może dlatego, że w doskonale uszytym garniturze dobrze wygląda każdy mężczyzna bez względu na wiek, wzrost czy wagę.
Oczywiście, żeby się na takich pięknie ubranych mężczyzn napatrzeć muszę się trochę naszukać. Moda żeńska jest na wyciągnięcie ręki, ale męska - to już zabawa dla wybranych. Nawet męscy blogerzy modowi rzadko dostarczają odpowiedniego materiału - bo tu chodzi nie tylko o styl i klasę ale także o - nie ukrywajmy - kasę. O ile w modzie kobiecej czasem nie jestem w stanie odróżnić czy sukienka kosztowała grosze czy mój kilkuletni zarobek o tyle w modzie męskiej po prostu widzisz. Drogie ubrania - nawet jeśli bliźniaczo podobne do tanich są jakby wyraźniejsze - nie umiem tego dokładnie opisać ale zauważyłam, że mam tu szósty zmysł. Umiem patrząc na jakość ubrań powiedzieć, który pasażer komunikacji miejskiej odezwie się w obcym języku zaś kto na bankiecie jest zaproszony specjalnie a kto dostał zaproszenie bo nikt z działu promocji nie miał czasu. Na ulicy rozpoznaje sławnych ludzi nie po ich twarzach ale po ubraniach.
Nie wiem skąd się to wszystko u mnie wzięło. Podejrzewam, że jak wszystko czym zajmujemy się wyłącznie hobbistycznie, także zainteresowanie męską modą ma tak naprawdę zakorzenienie w czymś prostym. Może lubię patrzeć na dobrze ubranych mężczyzn. To nie byłoby takie dziwne. A że jest ich w Polsce wciąż zdecydowanie za mało (nad czym zawsze ubolewam) pozostają mi ci w albumach. Na całe szczęście przeglądanie albumów poświęconych modzie jest czynnością odrobinę intelektualną, więc nie mam się do końca czego wstydzić.

niedziela, 20 lipca 2014

16 wrzesień 2012 R


Nie chcę zrozumienia,pocieszenia, iluzji istnienia, pustego uwielbienia,jestem kim jestem,inna nie będę, z Tobą, bez Ciebie-decyzje podjęte....(...)Wiatr kiedyś dotknie"połamane kwiaty", które żyją samotnie....(...)

 Ludzie są jak wiatr...! Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje...! Drudzy dmą jak wichry i zostają po nich serca złamane...! Jak jakieś drzewa po huraganie...! A inni wieją jak trzeba...! By wszystko mogło na czas kwitnąć i owocować...! I to właśnie po tych zostaje piękno naszego świata...

Linda British była niezwykła nauczycielką. Wierzyła, że gdyby miała więcej czasu, udało by się jej stworzyć coś wielkiego. Niestety w wieku dwudziestu ośmiu lat zaczęła cierpieć na straszliwe bóle głowy.
 Wkrótce lekarze stwierdzili u niej raka mózgu. Ponieważ szanse na przeżycie operacji były minimalne, postanowiła odwlec zabieg i zaczekać jeszcze sześć miesięcy.
 Linda wiedziała, jaki drzemie w niej talent. Przez ofiarowane jej pół roku poświęciła się i gorączkowej pracy. Pisała i rysowała. Wszystkie utwory, poza jednym, opublikowane zostały w różnych czasopismach. Wszystkie jej rysunki, poza jednym, zostały wystawione i sprzedane w kilku wiodących galeriach.

 Sześć miesięcy później poddała się operacji. W noc poprzedzającą zabieg zdecydowała się spisać testament, w którym, w razie śmierci
 ...
 przekazywała wszystkie swoje organy tym, którzy mogli dzięki nim żyć dalej.

 Operacja nie udała się. Zgodnie z ostatnią wolą Lindy, jej organy przekazane zostały do transplantacji. Oczy przesłano natychmiast do banku narządów w Bethesde, w Maryland, skąd przekazano je do Karoliny Południowej - młody, dwudziesto ośmioletni mężczyzna wyszedł z mroku w krainę światła. Był tak szczęśliwy, że napisał do banku w Bethesde z podziękowaniem za to, że ta instytucja w ogóle istnieje.

 Było to dopiero drugie podziękowanie, które bank otrzymał, choć przekazał ponad trzydzieści tysięcy par oczu! Młodzieniec poprosił także o adres rodziców dawcy. Chciał podziękować im. Musieli to być wspaniali ludzie, skoro ich dziecko postanowiło ofiarować komuś swoje oczy.

 Podano mu więc adres Britishów. Postanowił złożyć im wizytę na Staten Island. Przybył nie zapowiedziany. Drzwi otworzyła mu pani British, a gdy przedstawił jej powód swych odwiedzin, przytuliła go mocno. - Jeśli nie ma pan się gdzie zatrzymać, mój mąż i ja bedzimey zaszczyceni, jeżeli zechce spędzić pan ten weekend z nami - oznajmiła. Został. Rozglądając się po pokoju Lindy, spostrzegł tomik dzieł Platona. On także czytał Platona .. brajlem. Linda czytała też Hegla. On również czytał brajlem.

 Następnego ranka pani British przyglądając się swemu gościowi badawczo, rzekła: - Wie pan, jestem pewna, że gdzieś już pana widziałam, ale nie mam pojęcia gdzie. I nagle przypomniała sobie. Pobiegła na górę i wydobyła ostatni rysunek Lindy, Portret jej "idealnego mężczyzny" Był niewiarygodnie podobny do młodego człowieka, który otrzymał jej oczy. Matka Lindy odczytała ostatni wiersz swej córki, napisany już na łożu śmierci.

 Dwa serca dwa serca nikną w noc
 Zakochane lecz niewładne
 Dojrzeć się przez mrok

 Jack Canfield
 Mark Victor Hansen


Jak latwo jest serce napelnic radoscia i jak latwo jest je zranic. Wystarczy chwila. Czasem jedno slowo. Gest. Jak latwo jest dac czlowiekowi nadzieje i ròwnie latwo jest ja mu odebrac. Nadzieja jest niczym tancerka balansujaca na linie. Jeden nieostrozny ruch i spadasz. Czasami wstaniesz, a czasami nie podniesiesz sie juz nigdy. Kiedy ktos nas zawiedzie - cierpimy. Tracimy wiare. Czasem w innych,...czasem w uczucie, ktòre sprawilo nam bòl, w sens tego co robimy, a czasem po prostu w nas samych. Dobrzemiec w takim momencie kogos, kto bedzie blisko. Nawet jesli jest to ktos obcy.
 Kiedys spotkalam biednego, bezdomnego czlowieka. Mijalam sie z nim na ulicy prawie kazdego dnia. Mozna powiedziec, ze troche sie "poznalismy". Pewnego dnia zapytal - Dlaczego jest pani taka smutna? - Tak bardzo to do pani nie pasuje... Zycie jest piekne...mimo tego calego bòlu i zla. Niech pani sie usmiechnie, a kiedy bedzie pani smutno niech pani przyjdzie do mnie - porozmawiamy - moze bedzie lzej. Wie pani gdzie mnie szukac. Zawsze tu jestem... - powiedzial i usmiechnal sie.
 Kilka slòw, kilka zdan od czlowieka, ktòry nie ma nic. Caly jego dobytek, to jedna torba, ktòra ma zawsze przy sobie.
 On pocieszal mnie... Piekne...
 I jak tu sie nie usmiechnac i jak tu tracic nadzieje...
 Trzeba wierzyc, ze zycie moze nas jeszcze mile zaskoczyc i sa jeszcze ludzie, ktòrzy moga nam dac to co stracilismy... Magdalena
Mam dość .. Dziś tak zwyczajnie mam dość... Wiedziałam, ze to nie będzie spokojny dzień.. Wiedziałam,że to dalej nie będzie spokojny dzień... I stało się... Nie mam juz na nic chęci.. Czuje każdą myśl... Gdyby mogło nie być dziś... Uratowałabym w sobie małe radości. Tymczasem jak ta chmura gradowa zawisłam i czekam aż wybuchnę... Męczę się starając opanować swe emocje. To nie jest łatwe. Chciałabym stanąc i krzyczeć... Pewnie nie zrobie tego.. Skończy się jak zwykle. łza potoczy się po policzku... Bo mam dość
 Zniknąć.. nie czuć i nie być.. Ot tak po prostu...
"Idioci bywają szaleni, Władcy zostają głupcami, Rycerze umierają samotnie, a biedacy nie zostają zapamiętani. Prawa życia bywają okrutne, lecz od tysiącleci nie zmieniają się wcale"

 Nie jestem twoją marionetką
 - choć ty masz o tym inne zdanie,
 mną nie steruje się tak lekko,
 więc daruj sobie chwyty tanie.

 To jest tragedia dla lalkarza
 kiedy wypada mu z rąk sznurek,
 ale czasami tak się zdarza,
 że jakaś kukła się zbuntuje.

 Co winien zrobić w takiej chwili,
 by przedstawienie dalej trwało,
 no a widzowie nie wykpili?
 Musi się zająć nową lalą.

Szczęście,
 to uśmiech słoneczny,
 co mroki nasze rozprasza,
 dając nam tę wiarę,
 że nadzieję
 ...w serce zaprasza

 to dotyk dłoni,
 co ciepłem wlewa się
 w nas tak powoli,
 że to co było, minęło
 i już tak mocno nie boli

 to słowa,
 które usłyszysz,
 kiedy ich potrzebujesz,
 jak czułe objęcie ramieniem
 i niczego ci już nie brakuje,
Ojcze Święty nasz, któryś jest tam w niebie
 I chodzisz po górach w czas niebieskich świtań
 To już siedem lat mija po Twoim pogrzebie
 Siedem lat bez pożegnań z Tobą, bez powitań

 ...Ojcze Święty nasz, któryś jest w błękicie
 Piękny, silny zdrowy...już Ci nie drżą ręce
 A nam tu bez Ciebie trochę smutne życie
 I żal, że słów Twoich nie słyszymy więcej
 Ojcze Święty nasz, któryś jest u Pana
 Ojca Najwyższego...wiemy, On Cię słucha
 Poproś go raz jeszcze, by Polska kochana
 W górę wzniosła serca
 Nie zgasiła ducha...
Oj, życie, życie, tyś panią dni moich.

 Ty dajesz i bierzesz, nie pomna próśb moich.

 Tyś panią wieczora, i panią poranka.

 Tyś panią wszystkiego, co daje, dnia prawda.

 ...Lecz, tylko nad jednym, już, nie masz swej władzy,

 nad sennym marzeniem, nad snem, co się marzy,

 i kiedy, ma głowa wtulona w poduszkę,

 to wszystko jest piękne, subtelne i twórcze.

 Nie dławisz mnie życie, nic mi nie odbierasz.

 Tam jestem, ja panią, ty zaś, w śnie zamierasz.

 To ja mam, w nim władzę, nad wszystkim, co będzie,

 i nic mi już złego, więcej nie przybędzie.

 O pani, co życia imienia , tyś, Damą

 i choć za dnia, rządzisz, w noc żeś pokonaną.

Kim jestem?
 Sama często zadaję sobie te pytanie. Zbyt często jak na osobę którą tak wielu ludzi uważa za szczęśliwą i beztroską. Niektórzy ludzie zazdroszczą mi mojego podejścia do życia, a raczej maski którą potrafię nałożyć na twarz codziennie przed wyjściem z domu. Mało kto wie jaka jestem na prawdę. Wielu ludzi widziało mnie skaczącą z radości, ale ilu z nich widziało jak płaczę? Mogłabym to wyliczyć na palcach jednej ręki a i tak nie wykorzystałabym wszystkich palców.
 Co ja tutaj robię?
 Nie jestem tutaj aby smęcić i użalać się nad sobą. Rodzina, znajomi, przyjaciele, często patrzą na mnie ale mam wrażenie, że widzą we mnie kogoś zupełnie innego niż jestem. Mam nadzieję, że uda mi się tutaj znaleźć inspirację do życia i, że ktokolwiek z Was będzie umiał przywołać mnie do porządku szczerym i mocnym komentarzem.

 Na koniec załączam piosenkę którą niebawem nam zaśpiewać ale chyba nie do końca wierzę w siebie.
.Jeśli chcesz odejść zapamiętanym ,to nie żałuj innym tego co najważniejsze - czasu, miłości i własnego życia...

 ...To było jak magia, radość, ekscytacja, chwilowe uniesienie, które odeszło wraz z końcem dnia...`

 ...Ona odeszła, bo nie była ważna częścią jego życia...

 ... Czasami odejście jednej osoby, wypełnia nasze serce tak ogromną pustką, że nawet tysiąc innych osób, nie potrafi jej zapełnić...

w strugach deszczu skraplają się wspomnienia

 rozbudzane ciało atlasowym wdziękiem
 trzyma kurczowo urojenia
 ...snu na jawie

 przyczajone w oparach niskiego ciśnienia
 nie spieszy dniu na powitanie

 łzawi niebo strząsając marzenia z drzew
 strugi deszczu topią uśmiechy w murawie
 tylko ptaki pląsając piruety pławią się wolnością

 potrzebuję słońca
 szukam go na twoich fotografiach

 [ [ http://www.youtube.com/watch?v=MzGWI7BP0z4&feature=relmfu]
"Spotkanie z Miłością"

 Zegar nad informacją na Stacji Centralnej w Nowym Jorku pokazywał godzinę za sześć szóstą. Wysoki, młody oficer
 uniósł swoją opaloną twarz i zmrużył oczy, aby sprawdzić
 dokładny czas. Serce waliło mu jak młotem, odbierając oddech.
 Za sześć minut zobaczy kobietę, która przez ostatnie 18
 miesięcy zajmowała szczególne miejsce w jego życiu.
 Nigdy jej nie widział, a jednak jej słowa bezustannie
 dodawały mu otuchy. Sierżant Blandford pamiętał
 szczególnie jeden dzień, najgorszą potyczkę, kiedy jego
 samolot znalazł się w środku samolotów wroga. W jednym
 ze swych listów przyznał się jej, że często czuje lęk.
 Na kilka dni przed bitwą dostał od niej odpowiedź:
 "Oczywiście, że się boisz... jak wszyscy odważni mężczyźni. Następnym razem, gdy zaczniesz w siebie wątpić,
 chcę byś wyobraził sobie mój głos mówiący: "Choć idę
 doliną ciemną, zła się nie ulęknę bo Ty jesteś ze mną". Przypomniał to sobie wtedy i odzyskał siły.

 Teraz naprawdę miał usłyszeć jej głos. Za cztery minuty.
 Jakaś dziewczyna przeszła obok niego i odwrócił się za nią.
 Miała ze sobą kwiat, ale nie była to czerwona róża, na
 którą się umówili. Poza tym dziewczyna miała dopiero
 osiemnaście lat, a Hollis Maynel powiedziała, że ma
 trzydzieści. "I co z tego? odpowiedział jej. "Ja mam 32".
 Choć tak naprawdę miał 29.

 Poszybował pamięcią do książki, którą czytał na obozie terningowym. "O więziach międzyludzkich" - brzmiał tytuł.
 W całej książce znajdowały się notatki pisane kobiecą
 ręką. Nigdy nie sądził, że jakaś kobieta potrafi zajrzeć
 w męskie serce tak głęboko i z takim zrozumieniem.
 Jej nazwisko znajdowało się na ekslibrisie: Hollis Maynel.
 Zajrzał do książki telefonicznej miasta Nowy Jork i
 znalazł jej adres. Napisał. Odpisała. Następnego dnia
 został zaokrętowany, ale nie przestali do siebie pisywać. Odpowiadała na jego listy przez 13 miesięcy. Pisała
 nawet wtedy, gdy jego listy do niej nie docierały. Żołnierz
 czuł, że jest w niej zakochany, a ona kochała jego.

 Jednak odmawiała jego wszystkim prośbom, aby przysłać
 mu swoją fotografię. Wyjaśniała: "Jeśli twoje uczucia do
 mnie nie mają rzeczywistych podstaw, mój wygląd nie
 ma znaczenia. Może jestem ładna. A jeśli tak, to
 wykorzystasz to i będziesz chciał się zaangażować.
 Taki rodzaj miłości jednak mnie nie zadowala. Przypuśćmy,
 że jestem zwyczajna (musisz przyznać, że to bardziej prawdopodobne). Wtedy zaczęłabym podejrzewać,
 że nie przestajesz do mnie pisać tylko dlatego, że jesteś
 samotny i nie masz nikogo innego. Nie, nie proś mnie
 o zdjęcie. Kiedy przyjedziesz do Nowego Jorku,
 zobaczysz mnie, a wtedy będziesz mógł podjąć decyzję".

 Minuta do szóstej. Przekartkował książkę, którą trzymał
 w ręce. Nagle serce sierżanta Blandforda podskoczyło.
 Szła ku niemu młoda kobieta. Była szczupła i wysoka.
 Miała długie kręcone jasne włosy. Oczy błękitne jak niezapominajki, wargi i podbródek zdradzały siłę woli.
 W jasnozielonym kostiumie wyglądała jak wiosna w
 ludzkiej postaci.

 Ruszył ku niej, nie chcąc zauważyć, że ona nie ma ze
 sobą róży, a wtedy na jej ustach pojawił się nikły
 prowokujący uśmiech. "Idziesz w moją stronę żołnierzu?", wyszeptała. Zrobił jeszcze jeden krok. I wtedy zobaczył
 Hollis Maynel. Stała tuż za tą dziewczyną, kobieta po
 czterdziestce, siwiejące włosy wystawały jej spod
 zniszczonego kapelusza. Była tęga. Jej stopy o
 spuchniętych kostkach tkwiły w wydeptanych butach
 bez obcasów. Ale przy swoim zniszczonym płaszczu
 miała przypiętą czerwoną różę. Dziewczyna w zielonym
 kostiumie szybko odeszła.

 Blandford poczuł, jakby miał rozszczepić się na dwoje.
 Pragnął iść za dziewczyną, równie głęboko tęsknił za
 kobietą, której duch towarzyszył mu i podtrzymywał
 w trudnych chwilach. I oto stała tu. Widział jej bladą
 twarz, łagodną i wrażliwą, szare oczy z ciepłymi iskierkami.

 Sierżant Blandford nie wahał się. Jego palce zacisnęły się na egzemplarzu zniszczonej książki, który miał być dla niej znakiem rozpoznawczym. Może nie będzie to miłość, ale na pewno coś szczególnego, przyjaźń, za którą był i musi być jej wdzięczny.

 Wyprostował ramiona, zasalutował i wyciągnął książkę
 ku kobiecie, choć w środku czuł gorycz rozczarowania.
 - Jestem sierżant Blandford, a pani jest panią Maynel.
 Bardzo się cieszę, że mogliśmy się spotkać. Czy wolno mi...
 czy wolno mi zabrać panią na obiad? Twarz kobiety
 poszerzyła się w wyrozumiałym uśmiechu.
 - Synu, nie wiem o co chodzi - odezwała się - ale ta młoda
 dama w zielonym kostiumie prosiła, abym przypięła sobie
 tę różę do płaszcza. Powiedziała, że jeśli zaprosi mnie pan
 na obiad, to mam panu przekazać, że ona czeka w tej
 restauracji po drugiej stronie ulicy. Powiedziała, że był
 to rodzaj próby.

 S.I. Kishor

wierzyła w dobro człowieka

 a on codziennie zabierał jej
 ...

 tylko parę chwil aż

 nie została jej żadna

 więc nie ma już czasu

 wierzyć

 w cokolwiek
Gałązkami cię oplotę,
 listeczkami ci zaszumię,
 polna wierzba, ja - tęsknota,
 słuchać umiem, milczeć umiem.
 Przytul się do mojej kory,
 ...
 obejmij mnie ramionami,
 a zamienię się w dziewczynę,
 bo tak zdarza się czasami.

 Tylko kiedy mnie porzucisz,
 to po tobie płakać będę,
 wiatr jesienny mi zanuci,
 z mgieł srebrzystych szal uprzędę.

 I tak będę w polu stała,
 białym śniegiem otulona,
 aż powrócisz do mnie wiosną
 i znów weźmiesz mnie w ramiona.

:}}}}}}}}}}}}}}}


Co to znaczy kochać mężczyznę?
 To znaczy kochać go na przekór sobie, na przekór niemu, na przekór całemu światu.
 To znaczy kochać go w sposób, na który nikt nie ma wpływu...
 Éric-Emmanuel Schmitt.

Ciszę pamiętasz...
 cisza to ostra woń dzikiej mięty
 albo tataraku wyrwanego przed chwilą
 z obnażonym korzeniem
 ...
 umytym w stojącej wodzie
 (małe dziewczynki robiły z tataraku
 laleczki-kukiełeczki
 zaplatając warkocze z korzeni)...
 albo dym z ogniska
 tak leniwie przy ziemi...

 O czym opowiada twoja cisza?
 o kajakach - włóczędze letniej
 o na wpół zapomnianych
 nocnych rozmowach rodaków
 o mgłach zawieszonych
 nisko nad wodą
 migotliwym skrzeniem ogniska
 i dziewczynie
 z płomiennym włosem
 I o spadających gwiazdach ...?

 Kto wie - może na widok
 tej jednej spadającej
 wypowiedzieliśmy życzenie
 nigdy nikomu nie zdradzone
 a brzmiące dokładnie tak samo...

 Popatrz -a księżyc
 - on z gwiazdami gada
 i już jutro będziesz miał
 piękny dzień...